piątek, 29 listopada 2013

Rewizyta Jettera. Staszek Sojka i Yanina w księgarni Arhat

Herr Jetter przyjechał gdzieś pod koniec roku 1992. Wówczas już "Konsygnacja PAMIL" miała swoje własne miejsce na wrocławskim rynku księgarskim. Wynajmowaliśmy na Tęczowej prawie 700 m2 magazynów. Wzornik był naprawdę bogaty i różnorodny. Co prawda uważam teraz z perspektywy czasu, iż ściganie się z konkurencją szczególnie "KWADRO" i "Nowym Ambarasem" było błędem. Powinniśmy się byli specjalizować  w książce naukowej i popularnonaukowej i iść w kierunku "hurtowni naukowej". Ale moi wspólnicy byli "łasi na szybką kasę", a ja zamiast patrzeć im na ręce oddawałem się całym sercem budowaniu relacji z wydawcami zapominając o prozaicznej ludzkiej pazerności.

Na razie stała przed nami świetlana przyszłość. Co prawda walka z konkurencją powodowało, iż wszyscy hurtownicy aby "wyciąć" konkurencję schodzili z marżami hurtowymi w dół. Księgarze zacierali rączki i w różny sposób podsycali tą rywalizację.


Pierwszy magazyn w sali konferencyjnej nad bramą wjazdową
 Pierwszy magazyn salę konferencyjną na I piętrze wynajęliśmy od Poczty Polskiej ul. Kolejowa 63, gdzie mieściła się baza transportu. Tam popłynęły hektolitry potu by rozładować i załadować transporty książek. Pomagali wszyscy, od fakturzystek po akwizytorów. Tam też padł rekord sprzedaży "Konsygnacji". Prawie za miliard dwieście milionów w ciągu jednego dnia sprzedaliśmy za gotówkę przez świętami "Kronikę XX wieku". Pamiętam jak nawet p.Grodzicki z WSiP Service oraz ktoś z księgarni Kwadro kupowali u nas ten ówczesny bestseller za gotówkę.


                                               
Od lewej strony ściany budynku była niewidoczna tu brama wjazdowa na teren magazynów PSS Społem


Po tym spektakularnym sukcesie oraz sprzedaży "Pielęgnowania roślin doniczkowych" jakieś 20 tys. egz. zdecydowaliśmy się przeprowadzić na Tęczową do magazynów PSS Społem. Mieliśmy teraz do dyspozycji przeszło 600 m2 z okładem, profesjonalną rampę i windę towarową. Co prawda przeprowadzka trwała przeszło miesiąc czasu, ale to tu dopiero skonkretyzowaliśmy koncepcję "Konsygnacji" podpisując z Arkadami i PiW-em stosowne umowy. Przez nas robili swoją dystrybucję. Nie powiem, na początku wszystko powoli się rozkręcało ale później w miarę rozrastania się oferty, praca bez systemu magazynowania był błędem, który mścił się w postaci wielogodzinnych "ręcznych" rozliczeń stanów magazynowych i sprzedaży.

Od lewej strony ściany budynku była niewidoczna na zdjęciu brama wjazdowa na teren magazynów PSS Społem, gdzie na I piętrze wynajęliśmy przeszło 600 m2 powierzchni magazynowej. Zapachniało wielkimi pieniędzmi i rozmachem. Miałem nadzieję, że "Pamil" przetrwa i będzie największą regionalną hurtownią. Niestety pazerność Majków i bałagan jaki wprowadzała Renata M. przyprowadzając prawie codziennie swoje dzieci było ani profesjonalne ani sensowne.

Jetter zwiedził nasz magazyn. Stalowe ciężkie regały rodem z PRL-u nadały tej wizycie zupełnie inny wymiar. Pokazał nam w jakim punkcie jesteśmy  i że dzielą nas od Niemców tak naprawdę lata świetlne. Potem był obiad w hotelu Monopol. Najbardziej europejską z tych wszystkich rzeczy była nasza księgarnia ARHAT z fontanną, ale już zamknięte okiennice wykorzystane na dodatkowe półki i sztuczne światło Jetter skrytykował. Pojechał następnego dnia. Nie ustaliliśmy żadnego konkretnego terminu ani marszruty do tego by w oparciu o Janusza Borysiaka zbudować we Wrocławiu agencję przedstawicielską wydawnictwa Suhrkamp Verlag. Jetter myślał pewnie, iż jesteśmy bardziej zaawansowani technicznie (nie mieliśmy jeszcze komputerów tylko kasy elektroniczne SHARP-a). Przypomnę, że komputer z ekranem i oprzyrządowaniem to wydatek wówczas na jedno stanowisko rzędu 45 milionów zł (przed denominacją). Wrocław był jeszcze przaśnym postkomunistycznym miastem, w które się celowo nie inwestowało, bo może "wróci do Niemiec". Skąd takie myślenie po uznaniu przez Niemcy naszej zachodniej granicy, bóg jeden raczy wiedzieć.

Nie pamiętam kto z nas nagrał promocję nowej płyty Soyki&Yaniny w naszym saloniku muzycznym w księgarni "Arhat". Udało się. Przyjechali. Brylowała Renia z Pawłem. Pod księgarnią ustawiła się kolejka, podpisywanie płyty trwało około 1,5 godziny. Później był obiad i koncert Soyki i Yaniny w Imparcie albo Sali Teatru Polskiego, dokładnie nie pamiętam. Jak się okazało spodobało im się u nas. Soyka i Yanina wrócili tu do nas jako patroni koncertu charytatywnego na rzecz budowy ośrodka dla dzieci autystycznych.Został po nich wpis w "Księdze pamiątkowej"

Zaczął się powolny zjazd w dół. Myślę, że oboje Majkowie jako bardziej wprawieni w liczeniu kasy, a przecież tylko im na tym zależało wiedzieli, a na pewno Paweł M., że dalsze utrzymanie takiej sytuacji  czyli pracy bez komputerów i programów księgowych doprowadzi do wielkiego krachu.

Ale o tym w następnym odcinku...cdn

wtorek, 12 listopada 2013

Mój Frankfurt czyli jak podbiliśmy Niemców

W dokładnie rok od założenia Konsygnacji Pamil wybraliśmy się w 1991 roku w październiku na Targi Książki do Frankfurtu nad Menem. Jechaliśmy nową Vectrą ojca Majka przez mroczny Dederówek, gdzie dworzec kolejowy w Görlitz wyglądał jakby było dopiero co po wojnie. Nie przypuszczałem, że demokratyczne Niemcy to ruina.Towarzyszył nam Janusz Borysiak, będąc naszym tłumaczem i Zygmunt Koźlak, poligraf oraz wydawca.

Jechaliśmy wygodnymi autostradami, szybko i sprawnie mijając po drodze zajazdy, toalety, stanowiska z telefonami alarmowymi. Każdy z nas myślał, kiedy ten standard dotrze do Polski. Był 1991 rok. Czekaliśmy na to przeszło dwadzieścia lat!

                                                  Panorama Frankfurtu n.Menem

Jesteśmy już w okolicach  Frankfurtu. Wszędzie znaki dotyczące dojazdu na targi. A sorry, wcześniej byliśmy w Marburgu, najpiękniejszym mieście jak wówczas widziałem. Wjechaliśmy windą do miasta, na górny poziom, a tu bruki jak w średniowieczu, skamieniałe krawężniki, księgarnie, małe knajpki. I to wszystko w budynkach z przełomu XVII, XVIII wieku, pięknie odrestaurowanych. I to były ten Niemcy, które przegrały wojnę i wyrżnęły pół Europy?

                                                       Marburg- plac handlowy

Zatrzymaliśmy się u prof. Benscha, wykładowcy germanistyki na tamtejszym Uniwersytecie Marburskim, który chciał wydać swoje "Wspomnienia Bobrujskie". Piękny domek, podarty z jednej strony specjalną żelazną nogą. Od strony skarpy przepiękny widok. Skromne niemieckie śniadanie: dwie kromki chleba tostowego, dżem, jajko, kawa z mlekiem. Dla nas przyzwyczajonych do sutych śniadań, to była zaledwie przystawka.
                             
                                             

                                            Rzut na teren Frankfurckich Targów Książki 1991



                                           Rzut na teren Frankfurckich Targów Książki 2005

Pożegnaliśmy się grzecznie  i pojechaliśmy na frankfurckie targi. Z Marburga do Frankfurtu nad Menem było jakieś 70 km. Dotarliśmy na tereny targowe gdzieś koło godziny 11- tej. Oczywiście już z daleka znaki przekierowywały na przygotowane przez organizatorów parkingi. Ale Polacy mają takie zakazy...
My ze względu na Zygmunta, który jest niepełnosprawny jechaliśmy pod samą bramę. Były kłopoty z przetłumaczeniem ochroniarzom, że jesteśmy oczekiwani na stoisku wydawnictwa Suhrkamp Verlag. Ale jakoś po pół godzinie, z identyfikatorami weszliśmy na teren targów. Już sam widok tylu hal poświęconych książkom powalał. Był to czas kiedy branża rozwijała się w najlepsze. A stoisko londyńskiego wydawnictwa Doris Kindersley było oblężone przez agentów i wydawców z całego świata. Między innymi przez polskich wydawców jak BGW, Wiedzy i Życia, Arkad czy Egmont Polska.

                                              Spojrzenie z góry na stoiska targowe

Przy stoisku Suhrkamp Verlag czekała na na nas pani Helga albo Jutta Miller (nie pamiętam dobrze imion) i pan Jetter. Po dosłownie dwóch godzinach rozmów kupiliśmy prawa do trzech książek Hessego: "Kartki ze wspomnień", "Podróż na wschód" i "Demian". Jettera zaprosiliśmy do Wrocławia, aby zobaczył naszą Konsygnację i księgarnię.

                                                   Stoisko wydawnictwa Diogenes

Nocowaliśmy w zajeździe pod Frankfurtem. Wynajęliśmy dwa pokoje. Z tym, że jeden tam gdzie miał mieszkać Zygmunt wypowiedziano nam, pod pretekstem, iż miał wcześniejszą rezerwację. Janusz Borysiak wstrząśnięty tą sytuacją tak zwymyślał właścicieli, tak, że okazała "ruda Frau" rozryczała się na całego. Niemcy goszczący w sali na dole byli tym zniesmaczeni. A właściciel po chwili przepraszał nas, mimo to nie skorzystaliśmy z jego oferty śpiąc na parkingu w aucie. Nie było to wygodne, ale uświadomiło mi, że są Niemcy i "Niemcy", tak jak Polacy i "Polacy" itp.

Nasza pierwsza wizyta była bardzo udana. Nawiązaliśmy kontakty ze znanym wydawnictwem, proponując im przedstawicielstwo na Polskę. Jetter (nie pamiętam imienia) obiecał nas odwiedzić za parę miesięcy. Zobaczyliśmy kwiat pisarzy, wydawców, intelektualistów, m.in. Umberto Eco, Guntera Grassa, Petera Handke i wielu innych.
                                    
                                                            


W 1991 roku wystawiało się we Frankfurcie 8417 wystawców, z  200 krajów, w tym  z Europy Wschodniej oraz  94 nowych krajów świata. Pokazano 346037 tytułów, w tym 98154 nowych wydań.
Wśród Najpiękniejszych Książek Świata na międzynarodowych targach książki we Frankfurcie 1991 znalazły się Polskie Madonny Janusz Rosikoń wydawnictwa Rosikon  Press
Gościem była Hiszpania, a Maria Nurowska promowała wydanie niemieckie "Postscriptum für Anna und Myriam", Frankfurt a.M.: Fischer, 1991.

Ta wizyta dużo nam dała. Przede wszystkim pokazała miejsce w szeregu, w którym do dzisiaj jest nasz rodzimy rynek książki niszczony pseudo liberalną polityką poszczególnych ekip rządowych.

Herr Jetter potwierdził telefonicznie wizytę we Wrocławiu. Zrobiliśmy wszystko, żeby go przywitać i pokazać co do tej pory zrobiliśmy. Ale o tym w następnej części.