poniedziałek, 25 lipca 2016

Polacy usieciowieni

Kiedyś w latach stanu wojennego było popularne takie powiedzenie: "Wasze ręce, w naszych łapach". O ile jego konotacja była nad wyraz zrozumiała w tamtych czasach, to już trzydzieści lat po tamtych wydarzeniach  młode pokolenie zupełnie inaczej odbiera jego sens.Okazuje się, że  klasyczne hasło sprzed lat  "Wasze ręce, w naszych łapach" traktowane jest jako rodzaj zabawy. I wygrywa ten, kto więcej razy da się nabrać. Na tzw. promocje, darmowe pożyczki, nadzwyczajne okazje itp. Ile się kryje za tym tzw. "podwójnego dna" wiedzą tylko macherzy pracujący w korporacjach, np. za 70% wyprzedażą jakieś marki kryje się np. niewolnicza praca wykonawcy lub podwykonawców, niewolnicza praca indyjskich farbiarzy, niszczenie środowiska naturalnego (ścieki), powietrza itp. Ale czy przeciętny mieszkaniec tego globu ma czas, ochotę zastanawiać się nad tym? Czy nie liczy się to, że kupię kolejny ciuch tanio i to markowy? Czy żyjemy dla przyszłości,  czy z dnia na dzień? 
 
  
 
       
                                                                               

Wydaje się nam wszystkim, że dzięki sieciom nasze życie weszło na wyższy poziom? Ale czego - konsumpcji?, wyborów?, kultury życia? Fakt nie są to małe osiedlowe sklepiki, gdzie można kupić "wiejski" towar, np .jajka, drób itp. Ale jedno jest pewne, dzięki temu, iż jesteśmy w "łapach sieci"  w Polsce można utrzymywać niskie zarobki (bo to stało się już faktem). Po co je podwyższać, jeżeli ceny żywności są niższe niż w Europie (tylko niektóre), po co podwyższać pensje skoro 90% Polaków ubiera się "komisach taniej używanej odzieży" itp. A w ślad za tym nie-rząd wpuścił drzwiami lichwę! Nie ma drugiego takiego kraiku (może poza Mołdawią, Albanią, Rumunią), gdzie lichwa pod postacią parabanków i agencji kredytowych może robić co chce! No jak to powie ktoś z rządzących, dzięki temu "Polska biedna Litwa" ma kasę na kupno potrzebnych rzeczy oprócz opłat (czytaj haraczu), i wydatków na żywność (dalej wydaje ponad 45% swoich dochodów na jedzenie (w Europie jest to 10 - 12%) Liderem rankingu, podobnie jak rok temu, jest zamożny pod każdym względem Luksemburg. Wydatki na jedzenie (z uwzględnieniem napojów bezalkoholowych) w luksemburskich rodzinach wynoszą jedynie 8,6% ogółu wydatków konsumpcyjnych. Na drugim miejscu znalazła się Holandia (10%), a na trzecim Dania (10,6%). Wśród liderów są również dość zamożne Wielka Brytania i Szwajcaria.


Ranking zamyka jak i wcześniej Ukraina, gdzie przeciętna rodzina wydaje na żywność ponad połowę swoich nakładów. Przy czym należy zauważyć, że dane odnośnie Ukrainy odnoszą się do sytuacji z początku roku i na podstawie 2014 roku realia prawdopodobnie są jeszcze bardziej katastrofalne. Dość trudna sytuacja jest również w Macedonii (43,2% budżetu rodziny przeznaczają na jedzenie) i Mołdawii (42,8%). W sumie 20 najniższych pozycji w rankingu zajmują byłe kraje socjalistyczne, wśród których znalazła się również Malta. Polska pod prawie każdym względem plasuje się blisko środka tabeli tych porównań.
Czytaj dalej: http://pl.sputniknews.com/polish.ruvr.ru/2015_01_16/Ile-wydaja-na-jedzenie-alkohol-i-kulture-mieszkancy-Europy-9334/
   

                                                                                                
Polacy usieciowieni i sformatowani według norm korporacyjnych szczególnie młody plankton przyzwyczaili się do tej tresury! Dla nich promocje to okazja, 95% z nich nie zastanawia się nad tym, skąd bierze się taka, a nie inna cena, jak się ją kształtuje itp. 
Pamiętacie jak Tusk podniósł Vat na żywność, wzrosły ceny cukru (o 50%) i wszelkiego rodzaju opłaty-haracze! I co. i nic! Nikt nie protestował, owszem wcześniej młodzi protestowali przeciwko ustawie ACT zabierającej im wolność w necie czyli też w sieci. Ona i tak jest ograniczana z roku na rok, ale protest był, a władza udała, że się jej boi...
                                           
                                             

                                                 
                                                  
Skąd jest u nas takie łatwe  wprowadzenie  norm sieciowych i korporacyjnych? Ktoś powie, bo to nieuniknione, bo globalizacja itp. Otóż nie. Wydaje się, że z dwóch powodów. Jednym jest polski chory indywidualizm, który sprowadza się do tzw. selekcji naturalnej" - tak w firmach, jak i na niwie tzw. życia społecznego. Po drugie z brakiem solidaryzmu społecznego, który media ośmieszyły i sprowadziły do resentymentów za PRL-em. Pojedynczy, podzieleni nawet bramami na o ironio  tzw. "wspólnoty mieszkaniowe". Indywidualizm został tu sprowadzony do karykatury, kiedy to jedna brama z drugą nie mogą się dogadać, co do remontu dachu! Po trzecie brak myślenia wspólnotowego, że jak wystąpimy o coś razem to mamy większe szanse coś osiągnąć! Po 1989 te nasze kompleksy za znaczeniem wykorzystano do maksimum! Wyciśnięto nas jak cytryny, owszem każdy udaje taki zamerykanizowany "keep smiling", ale w duchu przeklina złodziei, lichwę i właśnie te usieciowienie, które skazuje na nas sztancę i ujednolicenie gustów. Wbrew pozorom ten nasz chory indywidualizm zostaje złowiony i usieciowiony!
                                             

                                             Po co podwyższać pensje, walczyć z emigracją zarobkową, z odpływem wykształconych kadr, wszak gdyby nie sieci większość Polaków nie mogłaby sobie pozwolić na tą konsumpcję. A tak wielkie hipermarkety spłaszczają nasz, i tak byle jaki gust, estetykę czy wrażliwość. Wystarczy kierować się ceną i wszystko jest cacy.

Od 3 lat nie robię zakupów Lidlu, Rossmannie! Po prostu uwierzyłem w hasło obywatelskiego bojkotu niemieckich sklepów i jak coś mówię, albo się do tego dołączam, to zwykle jestem konsekwentny! Ale nie Polacy, moi rodacy wolą raczej zapomnieć o czymś takim jak honor,  charakter i konsekwencja. Kasy od tego nie przybywa, a terminy te w turbokapitalizmie wydają się być mocnozużyte.
        

                                                                                                        

                                                                
Czy kiedykolwiek będziemy w stanie zmienić tą sytuację. Wydaje się, że Polacy mówią i myślą, iż żyjemy w najlepszym okresie koniunktury gospodarczej. To dlaczego rosną dysproporcje między bogatymi i biednymi, między pracodawcami, a pracownikami, między naszymi dochodami, a wydatkami, i w końcu dlaczego z taniego państwa w ciągu 10 lat staliśmy się jednym z najdroższych w tej części Europy? I czemu ceny w Polsce brane są z sufitu? a nie dostosowane do naszych zarobków?

Na to pytanie odpowiedzieć powinna klasa polityczna, która kreuje rzeczywistość ekonomiczną i  gospodarczą Polski po 1989 roku. Jedno jest pewne to nie Polacy, kierują tym państwem, gdyż tylko nie-Polacy mogą skazać nas na "głodowe emerytury", tylko nie-Polacy mogą skazywać nas na Narodowy Fundusz Zmarłych?                  

                       Jeżeli chodzi o nasze emerytury, to będą one coraz mniejsze w zależności, czy ktoś pracował "na czarno", i ile pracodawca tak naprawdę odprowadzał za niego składek do ZUS-u. Bieda funkcjonalna na starość jest wbudowana w system społeczny. Niby ruchy w kierunku "|staruchów": jak mówią nasi przedstawiciele w Sejmie, to zwykła kosmetyka. Tu jakiś Domek Starców, tak jakieś hospicjum, ale generalnie "Polska to nie jest kraj dla starych, schorowanych ludzi". To nigdy nie był kraj dla emerytów, chociaż gwoli prawdy moja matka dostała rentę w wysokości 85% swojej pensji, teraz jest to jakieś 43%, a będzie 34% - za pięć, sześć lat. Zmierzamy do modelu hamertykańskiego, ale z bajzlem w Kodeksie Pracy, Prawie Pracy i rynku pracy. Polski pracodawca nie zrezygnuje z "wysysania" swoich pracowników, bo to mu daje dodatkowy zysk, a pazerność Polaków nie ma granic. Dwadzieścia siedem lat po upadku pseudo komuny jeszcze nie nachapaliśmy się, jeszcze nie mamy dość. Opatrzyliśmy się z widokiem "nurków" penetrujących kosze na śmiecie, śmietniki itp. No zawsze "polski sukces" musi mieć swoją cenę...
Ale dlaczego ta cena ma być wykładnią sukcesu? Dlaczego staliśmy się jeszcze jednym środkowoeuropejskim skolonizowanym bantustanem? I dlaczego wybraliśmy tą drogę, i czy aby na pewno to my ją wybraliśmy? To wymaga głębszego spojrzenia na Polskę i Polaków końca XX wieku i początków XXI wieku!