niedziela, 14 sierpnia 2016

Recenzja: „Wałęsa. Niedokończona rewolucja. Zdrajca czy bohater?

„Człowiek z żelaza, „Człowiek z marmuru", czy może „Człowiek ze styropianu" te dwa filmy Wajdy i powiedzenie z lat dziewięćdziesiątych dość mocno zaważyły na stereotypie Polaków tamtych burzliwych czasów. Ideowy rewolucjonista, czy ideowy anarchista, a może człowiek interesowny? A może to tylko młodzi robotnicy i inteligencja pragnący „socjalizmu z ludzką twarzą"?
Która z tych opcji w dzisiejszych czasach przeważa, w ocenie tamtych lat nierealnego socjalizmu i budowaniu świeckiego społeczeństwa? Czy jesteśmy gotowi jednoznacznie opowiedzieć się za jedną z tych opcji? Myślę, że zdań i opinii będzie tyle, ilu rozmówców. Inaczej patrzą na ówczesne sprawy aktywni uczestnicy tamtych historycznych wydarzeń, inaczej przedstawiciele aparatu władzy i służb, a jeszcze inaczej zwykli obywatele, stojący w kilometrowych kolejkach po podstawowe artykuły żywnościowe.

Otrzymaliśmy świetną, bardzo wyważoną antologię tekstów, złożonych z rozmów przeprowadzonych ze związkowcami z „Solidarności, z ludźmi opozycji demokratycznej, członkami ówczesnych władz, aparatczykami i przedstawicielami służ bezpieczeństwa. Książka w swoim kształcie, szczególnie w części drugiej nawiązuje do opublikowanej dwadzieścia lat wcześniej (w 1997) „Muchy za szybą"  Dariusza Wilczaka, co pozwala nam skonfrontować ze sobą te dwie publikacje. Wszak dwadzieścia lat,  to czas, w którym wyrosło nowe pokolenie historyków, a powstały Instytut Pamięci Narodowej umożliwił zebranie, a często ocalenie bezcennych dokumentów. Ale jak się okazuje, to my, żywi uczestnicy lub obserwatorzy tamtych historycznych wydarzeń i nasza pamięć stanowimy niezbywalne źródło informacji na ten temat.
Rozmówcy Wilczaka i Stankiewicza stanowią różnorodny wachlarz osobowości, od lewicy, poprzez centrum, do prawicy. To prawdziwi związkowcy, jak Anna Walentynowicz, Jerzy Borowczak, Andrzej Kołodziej, Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Florian Wiśniewski, z-ca dyrektora stoczni gdańskiej im. Lenina, Karol Hajduga, działacze opozycyjni Bogdan Borusewicz, Bogdan Lis, Andrzej Stelmachowski, działacze państwowi: Stanisław Ciosek, szef resortu bezpieczeństwa Czesław Kiszczak, min. spraw  zagranicznych i członek biura KC Józef Czyrek, dyrektor gabinetu gen. Jaruzelskiego Michał Janiszewski, premier Mieczysław Rakowski, historyk i dyr. warszawskiego oddz. IPN prof. Jerzy Eisler, socjolog prof. Jadwiga Staniszkis i Zbigniew Szczypiński, również pracownik stoczni.
Każdy z tych rozmówców reprezentuje inny punkt widzenia, każdy z nich, jeżeli nie osobiście, to pośrednio w roli np. obserwatora brał udział w tamtych wydarzeniach związanych z sierpniowymi strajkami. Bezcenne jest to, iż otrzymujemy zwielokrotniony obraz tego, co wówczas rozgrywało się w tzw. kuluarach; „tajne" spotkania, pośrednictwo Episkopatu, w międzyczasie trwały aresztowania, aby udowodnić opozycji, iż władza o wszystkim wie i wszystko ma pod kontrolą. Ten cały teatr polityczny w końcu doprowadził do pozytywnych zmian, a z drugiej ukonstytuował taki podział władzy, który pozwalał  „komunie" spaść na cztery łapy, pozwolił na dziką  prywatyzację, niszczenie dorobku pokoleń, demontaż wiodących kluczowych branż, jak stoczniowego, energetycznego, hutniczego, zjednoczenia "PREDOM" (sprzęt AGD)i wielu innych.

Na tle tych wydarzeń postać Lecha Wałęsy jawi się jako lider związkowy, który tak jak wcześniej władza i doradcy opozycyjni oderwał się od tzw. „dołów", od robotników, którzy go wylansowali i popierali. Jego współpraca w latach 1970-1976 z władzą wydaje się bezsporna, wątki, które podejmują rozmówcy dotyczą głównie jego działań dotyczących pacyfikacji strajków w 1988 roku, a także przemodelowania prezydium „Solidarności" tak, iż stało się w jego rękach posłusznym narzędziem.

Ciekawe na tym tle są wypowiedzi Czyrka, Cioska i Kiszczaka. Widać pod przykrywką gładkich zdań, iż wszyscy wiedzieli, iż na utrzymanie tego nierealnego sytemu nie ma szans. Wchodziło na rynek nowe pokolenie robotników, oni widzieli jak wygląda świat, jeździli już na "saksy", nie można było odgrodził ich namiastką „aluminiowej kurtyny" od tamtego świata, który był na wyciągnięcie ręki. Wiedząc o tym „Solidarność" nie wykorzystała swojej szansy, nie uderzyła mocniej w bęben. Wyciszano bunt, stawiając na szali zamiast miecza sprawiedliwości worek szeleszczących banknotów. I na to, a nie na „wolność o demokrację" nabrali się Polacy. To tak naprawdę społeczna diagnoza tamtych czasów, zbiorowy obraz Polski i Polaków.

Książka wciąga od samego początku, każdy z rozmówców wprowadza do szkicowanego obrazu, coraz to nowe szczegóły, tak, iż fresk staje się powoli wielkim zbiorowym malowidłem; kolory gęścieją, faktura staje się chropowata i nierówna, przybywa szarości i czerni, tak jak czasy, w których to się działo, a gdzieś tam w głębi jarzy się cień nadziei...bo historia kołem się toczy.

sobota, 6 sierpnia 2016

Miasto swoje po losie artystów poznasz?

To hasło przypomniało mi się po kilku rozmowach z wrocławskimi artystami! Tak gadaliśmy o życiu i nagle z tych wszystkich rozmów wyłonił mi się obraz: literata, fotografa, performera, dziennikarza -którzy tworząc żyją na granicy ubóstwa. Średni ich dochód miesięczny nie przekracza 1 tys złotych. I to wszystko ma miejsce w mieście pretendującym do tytułu - wzorcowego miasta kultury, ośrodka artystycznego, za marką którego stali Jerzy Grotowski, Henryk Tomaszewski, Kazimierz Braun, Helmut Kajzar, Ludwik Flaszen,  z pisarzy Tymoteusz Karpowicz,Tadeusz Różewicz, Urszula Kozioł, Jacek Łukasiewicz, Kornel Filipowicz, Wiesław Kielar, Józef Łoziński, Janusz Styczeń, Marianna Bocian, tekściarze i felietoniści: Andrzej Waligórski, Ewa Szumańska, Jan Kaczmarek,  i wielu innych.

Co się stało z miastem kultury, czemu miejscowi, rodzimi artyści klepią tu biedę, a stwarza się rezydencje i stypendia dla obcych i obcokrajowców, którzy nic tak naprawdę nie wnoszą do skali wartości tego miejsca! Podobnych pytań rodzi się o wiele więcej!


                                                      Grotowski, Cynkutis, Flaszen
                                                   

                                                           Tymoteusz Karpowicz
Dlaczego miasto książki i księgarni zostało ogołocone z tego typu placówek. Dlaczego poznikały dzielnicowe księgarenki (ostała się bodaj jedna na Sępolnie, druga na Kozanowie). Dlaczego władze miasta, Rada Miejska przy obojętności Komisji Kultury likwiduje stare miejsca po księgarniach: naukowej przy Kuźniczej, medycznej przy Curie-Skłodowskiej (tą zamknięto w czerwcu), "Eurece" (sprzedaż odzieży używanej), Warszawskiego Domu Książki w Rynku (teraz knajpa podobno z książkami  Speakeasy)
                                                          

              Budynek przy Kuźniczej, po byłej księgarni naukowej im.M.Kopernika


                            Budynek po księgarni Eureka", teraz "ciuchlandia"

Ucichła sprawa z 300 m. lokalem pod przejściem podziemnym na Świdnickiej. Prezydent zadeklarował, iż zamiast galerii będzie tam księgarnia artystyczna? Jakoś media nic na ten temat nie piszą. A czy zająknęły się informacją o kolejnej likwidacji księgarni medycznej przy Curie-Skłodowskiej?

                                       Księgarnia "medyczna" zlikwidowana - czerwiec 2016
                                             
Likwiduje się też filie bibliotek miejskich


Zgodnie z uchwałą przyjętą w czwartek na sesji rady miejskiej do likwidacji pójdzie 28 procent filii MBP, czyli 14 z 50 filii.
- Zaletą dotychczasowej sieci bibliotek we Wrocławiu była ich bliskość, a więc duża dostępność dla mieszkańców. W tej chwili miasto likwiduje te podstawowe placówki kulturalne na wielu, również peryferyjnych, osiedlach naszego miasta. Miejsce 14 likwidowanych bibliotek mają zająć dwie nowe. Czy jednak starsi mieszkańcy naszego miasta dojdą z placu Staszica, gdzie likwiduje się bibliotekę, do Hali Grafit, gdzie mieści się nowe centrum biblioteczne? A co mają powiedzieć mieszkańcy osiedli jeszcze bardziej oddalonych od nowych  centrów bibliotecznych naszego miasta? - mówi nam Krzysztof Szczerba, radny, który nie zgadza się z uchwałą likwidującą biblioteki.
Uchwała zakłada likwidację bibliotek na następujących ulicach:
       Jerzmanowska,
  • Krynicka,
  • Łódzka,
  • Ciepła,
  • Majakowskiego,
  • Kowalska,
  • Przedwiośnie,
  • Wittiga,
  • Zatorska,
  • Zielińskiego.
W uchwale wymieniono również cztery filie na Nadodrzu i Ołbinie, które już zostały przeniesione do Hali Grafit.
Cały tekst na stronie: http://wroclaw.doba.pl/artykul/wroclaw-likwiduje-biblioteki-zobacz-ktore-filie-zamkna-/3798/0

Dlaczego artyści tego miasta umierają i chorują w samotności? 



Żadne władze kulturalne ani administracyjne nie zainteresowały się losem zmarłej niedawno poetki Salomei Kapuścińskiej, nikt oprócz pielęgniarki i Uli Benki nie zagląda do Janusza Stycznia, nikt nie interesował się losem i chorobą Ernesta Dyczka, mógłbym wymieniać jeszcze sporo nazwisk!



Co za to mamy! Zbiedronkowane, ożabkowane i ofreshowane centrum miasta, ponad 550 lokali gastronomicznych - tak jak w każdym skolonizowanym mieście. Goście z Anglii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech itp. którzy przyjeżdżają tu odreagować po ciężkiej pracy! Słychać i widać ich z daleka!

Wrocław do końca lat osiemdziesiątych był niekwestionowanym liderem wśród miast z  dostępnymi na kieszeń mieszkańców imprezami jak Przegląd Piosenki Aktorskiej, Wratislavia Cantans, Przegląd  Współczesnych Sztuk Teatralnych, Ogólnopolski Przegląd Teatrów Jednego Aktora, Festiwal Teatru Otwartego, Jazz nad Odrą, Biennale Grafiki. Doszły nowe, ale według mnie nie mają takiej cenowej dostępności i takiego formatu! Zlikwidowano darmowy  festiwal Non-Stop.
Władze miasta wybrały formułę: "Sztuka i Kultura dla wybranych".
W tej masie nowych imprez jest kilka na wysokim poziomie, dobrze rozreklamowanych: Międzynarodowy Festiwal Kryminału i Opowiadania, Miesiąc Spotkań Autorskich, ale reklama ich i dostępność pozostawiają wiele do życzenia

Miasto kompletnie nie oferuje nic dla seniorów, oprócz Uniwersytetu III Wieku, paru imprez w domach kultur,  nie mają dla emerytów ciekawej taniej oferty! Owszem 1 czerwca ruszył Dom Pokoleń – Dzienny Dom Pobytu Seniora.  Jest to impreza płatna Biorę dane ze strony:
Za pobyt w wybrany stały dzień tygodnia od 8.00 – 16.00  (np. w każdy poniedziałek)  opłata za cztery pobyty w miesiącu wynosi 240 zł wraz z obiadem.
Dowolnie wybrany dzień miesiąca – pobyt na 4 godziny – kosztuje 48 zł z obiadem.
Pytam:  na jaką to emerycką kieszeń? Może to dla byłych esbeków i ich rodzin?
Mojej teściowej po opłaceniu haraczy czytaj opłat na rzecz miasta zostaje 280 zł z emerytury? Innym jak wiem jeszcze mniej!


          Wracam do meritum. Miasto Wrocław jako ośrodek kultury, zaliczane do świetnie rozwijających się metropolii jedno ma dobre: piar i reklamę! W tym faktycznie od lat brylujemy. Poza tym jesteśmy kolekcjonerami tytułów: Europejskiej Stolicy Kultury i Światowej Stolicy Książki UNESCO.
W mieście, gdzie zlikwidowano w ciągu ostatnich czterech lat prezydentury Rafała D. ponad 15 księgarni (powstało 5 nowych), gdzie "wygasza się miejsca pamięci" - słynna akcja rewitalizacji "100 kamienic" zastąpiona  mini akcją "10 kamienic". Wyburza się kamienice, a plac sprzedaje developerowi, który stawia tam koszmarne plomby. I tym sposobem "rozwija się Wrocław"
Nie mówię już o chodnikach i ulicach, bo to jest znane wszystkim przyjeżdżającym do Wrocławia jako "wrocławska chodnikowa pięta Achillesowa". Ulice pl. Muzealny, Gajowicka przy koszarach pamiętają jeszcze lata późnego Gomułki świadczą o tym choćby zachowane tory tramwajowe.
Ktoś powie: znowu kolejny malkontent, narzekacz! Wszak posuwamy się do przodu, krok po kroku...
Ale powiedzcie, czy ktoś konsultuje z nami decyzje podejmowane przez Radę Miejską i Radę Prezydencką. A wiem, jest ten "ochłap" dla ludu: Budżet Obywatelski. Oki. Ale to kropla w morzu potrzeb tej aglomeracji.
Gdzie w każdej dzielnicy  boiska koszykówki dla młodzieży?  Gdzie świetlice środowiskowe? Gdzie dzielnicowe Domy Kultury, Kluby Seniora?

Kornel Filipowicz

 Miała być ulica literatów w Przejściu Garncarskim, powstał Dom Literatury, jest tam księgarnia miejska "Tajne komplety", miały być tablice pamiątkowe poświęcone wrocławskim twórcom?

Wracam do artystów! Wzorcowe miasto kultury już dawno rozpoznałoby skalę potrzeb socjalnych miejscowego środowiska artystycznego. Wydział Kultury już dawno powinien powołać pod swoją jurysdykcją taki mini-wydział: dwie osoby góra. One powinny monitorować poszczególne związki twórcze i mieć pogląd na skalę ich potrzeb: stypendialnych, socjalnych itp. Bo to oni tworzą tkankę duchową każdego miasta.

Biedna Argentyna wprowadziła w Buenos Aires w 2010 program "w ramach którego wypłacane są pisarzom w podeszłym wieku emerytury literackie, mające wspomóc ich niewielkie dochody. Od momentu uchwalenia z możliwości takiej skorzystało już ponad 80 pisarzy"
Wymogi, jakie trzeba spełnić, aby otrzymać emeryturę są dość surowe. Pisarz musi mieć ukończone 60 lat i co najmniej pięć książek wydanych przez znane wydawnictwa (samopublikowane książki nie są brane pod uwagę). Program nie obejmuje autorów książek specjalistycznych z takich dziedzin, jak medycyna czy prawo, a jedynie twórców fikcji, poezji, esejów literackich i dramatów.

 
Czy to takie drogie żeby zaimplementować taki program dla Wrocławia. Wszak to powód do kolejnego tytułu: "Miasto Przyjazne Artystom". I to nie chodzi tylko o kwestie finansowe. Przede wszystkim o prestiż miasta i jego twórców, którzy jak nikt inny przyczyniają się do jego sławy i reklamy. To tworzy dodatkowe pasmo duchowe dorobku artystycznego tego miasta. Myślę, że uruchomienie takiego programu ściągnęłoby tu przy okazji wielu twórców. Decyzja pozostaje po stronie władz, ale pytanie brzmi,  czy my mamy jakiekolwiek władze dbające o nas mieszkańców, a nie tylko o własny wizerunek? Czy te "piętnaście minut" zaoferowane mieszkańcom przez Prezydenta Dutkiewicza to wszystko na co stać Europejską i Światową Stolicę Kultury i Książki?

                                        Zdjęcie z wernisażu Malarze patrzą na Wrocław"

Czy miasto patrzy na malarzy, na literatów, fotografików, aktorów, dziennikarzy - jak żyją, jak można im pomóc?Czy ktoś zaprosił ich na rozmowę?