piątek, 13 czerwca 2014

Recenzja: Umberto Eco, „Historia krain i miejsc legendarnych”

Ciekawość od zawsze towarzyszyła homo sapiens stanowiąc podstawową cechę, która odróżniała go od innych istot. Jej nieodłączną siostrą była fantazja i wyobraźnia. To czego nie mogliśmy dotykalnie poznać powoływaliśmy do życia jako wizję lub fantasmagorię.
Krainy i miejsca legendarne oraz historie z nimi związane zajmowały i zajmują w naszej kulturze jak udowadnia Umberto Eco, niestrudzony ich znawca sporo miejsca. Powstały na ich temat wzmianki, mapy, traktaty, całe opasłe tomy rozpraw, które miały za zadanie umiejscowić krainy legendarne i fantastyczne w naszej ludzkiej świadomości.

Poczynając od sporów o kształt Ziemi, Antypody, biblijny Raj, a skończywszy na literackich fantazjach Torquata Tasso, Rabelais'go, Coleridg'a, Swifta, Leblanc'a, Verne'go, Poe'go, Tolkiena człowiek starał się oderwać od tego kawałka ziemi, wyruszywszy w surrealistyczną podróż po kręgach własnego umysłu. To potrzeba wyższego życia w świecie cudowności, nieśmiertelności, pełnego ładu i harmonii pchała setki pisarzy, myślicieli, filozofów, fantastów i romantyków do tworzenia miejsc i krain legendarnych. Przyświecała temu idea ucieczki ze świata realnego w objęcia wyimaginowanych światów. Nasza kula ziemska okazała się za ciasna, zbyt bolesna w swojej codziennej egzystencji, aby spełnić oczekiwania homo sapiens, który w miarę zdobywania kanonu wiedzy i sobie i świecie, starał się nadawać mu znamię cudowności. Ale to nie była cudowność rzucona ot tak sobie, jej umiejscowienie, jej drugie życie było ściśle oznaczone w traktatach, rozprawach i na towarzyszących im mapach. Poświęcono ich odkryciu niejedną wyprawę czy ekspedycję, odkrywając przy okazji zupełnie inne obce ziemie i kontynenty.

Umberto Eco jak przystoi na mistrza eseju popularnonaukowego nie byłby sobą, gdyby swoich argumentów i racji nie poparł  tłumaczonymi fragmentami oryginalnych dzieł autorów, na których w swoich wywodach się powołuje. I tak, jeżeli pisze o Ziemi i zajmuje się teoriami o jej kształcie lub zajmuje się umiejscowieniem antypodów, zawsze na końcu rozdziału znajdziemy prawdziwe cymelia - fragmenty dzieł pisarzy antycznych, średniowiecznych, którzy pisali o tym. I na dziełach których opierano się budując kolejną teorię o geocentryczności czy heliocentryczności układu planetarnego. 

Eco co chwila  przypomina nam, że każde odkrycie miało swoje wcześniejsze źródła w mniej lub bardziej zapomnianych traktatach, z których większość zaginęła. I tak pisze, iż pierwszy koncepcję heliocentryczną opracował Arystarch z Samos w III w. p.n.e., lecz została ona zapomniana, a ponownie sformułował ją w czasach nowożytnych Mikołaj Kopernik. Te zdawałoby się historyczne oczywistości w jego interpretacji nabierają cech kolejnych legend i opowieści o zamierzchłych czasach ludzkiej fantazji, ciągle udoskonalającej wizję czy projekt takich krain i miejsc jak Ziemie Biblijne, Homera, Siedem Cudów Świata, Mirabilia Orientu, Wyspy Szczęśliwości, Eldorado, Atlantyda, Mu, Lemuria, Ultima Thule, Hyperborea, o których śnili, tropili je na jawie i poza nia faszystowscy dygnitarze, Joseph Goebbels, Heinrich Himmler, Alfred Rosenberg. Utworzono nawet  w 1935 roku Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej zwane Ahnenerbe. Do dzisiaj funkcjonuje mit, legenda, iż Hitler ocalał i wraz z inżynierami przeniósł się na terytorium Antarktydy, gdzie wraz z ewakuowaną 200 tysięczną rzeszą Niemców, zorganizował mityczną krainę "Nowa Szwabia. Kosmici przekazali im projekty nowych lotniczych i wojskowych technologii.
Amerykanie potraktowali te doniesienia bardzo poważnie. Tak piszą o tym historycy: Zespół uderzeniowy "Task Force" opuścił bazy w USA dopiero 2 grudnia 1946 roku. Dowódcą Task Force był admirał Richard H. Cruzen. Oficjalnie amerykańskie dowództwo głosiło, że jest to wyprawa mająca na celu sprawdzenie funkcjonowania sprzętu wojskowego w ekstremalnych warunkach polarnych.
Głównym elementem operacji był zespół uderzeniowy z lotniskowcami "Phillipine Sea" i "Currituck" oraz niszczycielami "Henderson" i "Brownsen" i okrętem podwodnym "Sennet" (razem co najmniej 14 okrętów, w tym dwie cysterny: Capacan" i "Canisted", dwa transportowce: "Yankee" i "Merrick"). Na pokładach znajdowało się ok. 4000 ludzi, w tym ok. 3500 oficerów, marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej, około 300 pracowników cywilnych i 25 naukowców. Główny sprzęt rozpoznawczy Amerykanów stanowiły samoloty C-47 Dakota z kamerami, aparatami fotograficznymi i holowanymi magnetometrami. Magnetometry były urządzeniami, które z powodzeniem wykrywały U-booty na Atlantyku. Mogły też wykryć anomalie magnetyczne (metalowe instalacje lub pole elektromagnetyczne) pod skorupą lodu lub pod warstwą skał.
To kolejny mit o legendarnej krainie jaki zafunkcjonował w naszym zbiorowym dziedzictwie kulturowym. Następnym jest "Incydent w Roswell" z 1947 roku, kiedy to sprzedawca Dan Wilmot zauważył latający spodek, który wkrótce rozbił się o ziemię. W środowisku ufologów uznano to za pierwsze udokumentowane spotkanie z E.T.

Książka Eco w związku  z tym jest dziełem otwartym, o czym pisał  w 1962 roku, wswojej głośnej książce pod tym samym tytułem. Bo to od nas czytelników będzie zależał odbiór tego, o czym pisze w swoich "Historiach krain i miejsc legendarnych" autor "Imienia Róży"

Umberto Eco w swojej książce o tym nie donosi, ale wiedzcie Państwo, że jego historie są bardziej pasjonujące. Towarzyszą im niesamowite ilustracje, ryciny i  reprodukcje. Świat ludzkiej wyobraźni został zwizualizowany na naszych oczach. Warto przeczytać tą książkę i delektować się jej szatą lustracyjną, a także unikalnymi fragmentami starych traktatów naukowych, doniesień z książek, z których część uległa zapomnieniu.


czwartek, 12 czerwca 2014

Moja praca w internecie, wyjazdy na targi, praca literacka

I tak zacząłem moją przygodę z internetem. Kiedy jak już wspomniałem wcześniej, jeszcze parę lat temu ktoś powiedziałby mi, iż zmienię przestrzeń księgarni i żywe obcowanie z czytelnikami książek, na wirtualne o nich pisanie, to pewnie odesłałbym go pilnie do psychiatry.
                    I tak oswajając się z naturą internetu, z tym, że każda jego część żyje własnym osobnym życiem posiadłem dodatkową wiedzę, o tym, iż informacja w sieci, wysłana raz, żyje swoim zwielokrotnionym powielonym odbiciem. Portal Księgarski www.ksiazka.net.pl  posiadał wtedy prosty czarno-biały szablon strony. Raczkowały też wp.pl. i onet.pl. To z nich "ściągałem" część informacji przeredagowywanych na nasze portalowe standardy. Po nas pojawiła się branżowa "Biblioteka Analiz" Łukasza Gołębiewskiego, a potem wirtualnywydawca.pl.


                                                    Pierwszy layout strony www.ksiazka.net.pl

Praca w wirtualnych mediach polegała przede wszystkim na edytowaniu informacji branżowej przed wszystkimi. Ten wyścig często powodował, iż nie wszystkie były od początku do końca "sprawdzone". Musiałem wykonywać po kilka telefonów dziennie, żeby uzyskać potwierdzenie newsa. Stopniowo coraz częściej wysyłano nam informacje do opublikowania. Chociaż trzeba przyznać, iż brano nas za "tubę" braci  Olesiejuków, a przez chwilę nawet "Matrasu". Do czasu  ich bojkotu, za udzielanie 25% rabatu na książki w swoich księgarniach, kiedy to powołane przy moim czynnym współuczestnictwie branżowe stowarzyszenia (do spotkania we Wrocławiu  doszło na wyraźne życzenie Jerzego Mechlińskiego) zaowocowało powstaniem kilku organizacji. Wpierw pionierskiego (oprócz Stow. Księgarzy Polskich) Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Księgarzy z siedzibą w Łobzie. Później nastąpił podział na Izbę Księgarstwa Polskiego. W międzyczasie powstała  Izba Księgarzy przy ZHiU,  która to organizacja przyłączyła się potem do IKP.
Bojkot koordynował i przeprowadził przy naszej portalowej pomocy Krzysztof Zaremba ze Świdnicy,  właściciel księgarni "Eureka".


                    Będąc księgarzem bardziej z zamiłowania, bo Instytut Bibliotekoznawstwa wcale nie dawał praktycznego przygotowania do zawodu księgarza, a nawet bibliotekarza, więcej przedmiotów praktycznych miałem w Policealnym Studium Kulturalno-Oświatowym istniejącym przy ul. Niemcewicz, starałem się związać portal z branżą księgarską. Ale niestety większość pracujących w nich ludzi, reprezentuje inną, minioną epokę. Wiem, to z autopsji, gdyż towarzyszyłem prawie wszystkim ważniejszym  spotkaniom mającym na celu skonsolidowanie środowiska księgarskiego. Sprzyjał temu "zamach Giertycha" na podręczniki, które miały być dystrybuowane przez szkoły. Ale jakoś nikt wtedy z księgarzy nie psioczył na wydawców, że "rozwalają" rynek, dodając,  a to nowy rozdział, a to nowy tytuł lub okładkę i "walą" cenę jak za nowy podręcznik. Ta patologia była znana wszystkim, od wydawców, dystrybutorów po księgarzy, ale jak to się u nas mówi,  "lepiej kamienia nie ruszać, żeby nie przygniotła nas lawina".
I tak rozpoczęły się przeróżne spotkania; a to o podręcznikach, a to o rynku, promocjach rabatowych Matrasu, książkach oddawanych na wyłączność do sieci, poza księgarniami prywatnymi, i nieustająco na temat "Ustawy o książce".
 
                                         Jedno ze spotkań w sprawie Ustawy o książce: )od lewej): Jerzy Mechliński, OSK, Bożenna Król,(OSK, potem IKP)  NN, Jan Kasprzyk, OSK, NN, Piotr Dobrołęcki, (Biblioteka Analiz)
                                                    
                      Logo Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Księgarzy z siedzibą w Łobzie.

              Gdy po roku czasu Giertych odszedł, księgarze jeszcze przez dwa lata starali się wierzyć, że mogą coś robić wspólnie, ale górę wzięły ambicjonalne plany poszczególnych szefów. Każdy chce, żeby jego nazwisko błyszczało: "to ja byłem pierwszy," "to ja wymyśliłem", "to ja zrobiłem" itp. Takie jest moje zdanie i osąd tego, co obserwowałem przez ten cały czas mego aktywnego działania na rzecz integracji środowiska księgarskiego w Polsce. Nie potrafimy współpracować w okresie ładu i względnego spokoju, dopiero jak stawiają nas pod ścianą i słychać jak pluton egzekucyjny odbezpiecza broń, wtedy potrafimy się jednoczyć i działać wspólnie, ale to niestety są wyjątki.
                                  
                       
                                                             OSK w Łobzie

                       Foto: Kuba Frołow (Biblioteka Analiz), Bożena Wójcik, przewodnicząca po Krzysztofie Zarembie Izby Księgarstwa przy ZHiU we Wrocławiu, prezes IKP, dr Jan Lus.


W  międzyczasie moi synowie skończyli matury, Gabriel junior poszedł na studia - filologia rosyjska, a Max zaliczył policealną - informatyka.
                     Gabriel junior zaczął staż w Portalu Księgarskim, zaczął pisać recenzje. Przeprowadził wywiady z Gaimanem, Duncanem i wielu innymi pisarzami. Pisał wraz ze mną noty na okładki książek dla wydawnictwa Fabryka Słów. Często mylili nas ze sobą. Myślę, że to był najciekawszy okres mojej pracy i jego, dla Portalu Księgarskiego. Fantastyczny klimat i ludzie: Piotr H, Wojtek M., Tania, Magda W., Monika .L., Agnieszka potem Adam Ch. Byliśmy naprawdę " Wielką Grupą Pod Wezwaniem".







                 








             

W międzyczasie opublikowałem trzy książki: "Roth - Nowy Testament",w serii z "Kołatką" wrocławskiego SPP. Oczywiście zero recenzji. Spotkanie autorskie w Klubie Muzyki i Literatury i Ryśka Sławczyńskiego, Prowadziła Zosia Gebhard. Było z dziesięć osób. Potem przyszły "Pejzaże" u Apolonii w MaMiko, składała  Krycha  Szczepaniak. Niestety byłem wówczas na targach książek w Krakowie i nie zdołałem dopilnować wszystkiego, gdyż moje ADHD wymaga stałej kontroli i uwagi. Format był za mały, litery ciasne, no i przeszło parę błędów, za co odpowiedzialność biorę na siebie. Po przyjeździe poszedłem do ATUT-u i dogadałem się w sprawie nowego wydania, w większym formacie i już bez błędów.                     




"Pejzaże" zostały wysyłane na konkurs: Nagrody Literackiej Gdynia, NIKE i Silesiusa. Nie było  jeszcze Orfeusza i konkursu im. W. Szymborskiej. Odbyłem ok. 8 spotkań autorskich, w tym w Warszawie w "Tarabuku" u Jakuba Bułata. Prowadziła spotkanie Tamara Demków.
  Ukazała się recenzja na Portalu Księgarskim. Ciekawe to wszystko, bo w "Czułym barbarzyńcy" sprzedało się 5 egz, a we Wrocławiu tylko 2.  Promowałem książkę na Międzynarodowych Targach Książki w Pałacu Kultury i Nauki oraz  na targach w Krakowie.
                W 2005 roku wygrałem konkurs na kierownika księgarni Warszawskiego Domu Książki, lokal był w centrum, w samym Rynku. To była niesamowita sprawa. Mój powrót do zawodu i wyzwanie - wolna ręka w doborze oferty, ekspozycji i częściowo personelu. W sierpniu po 20 latach nawiązałem kontakt z Grażką. Niesamowite déjà vu. Czas wyraźnie przyśpieszył. W 2006 roku nominacja do PIK-owego Lauru za „Najciekawszą Prezentację Książki w Mediach Elektronicznych”.
CDN.