czwartek, 15 marca 2018

Kraj który nie posiada własnej elity nie ma racji bytu!

Na fali niezwykłego ataku z różnych stron na Polskę, która stała się chłopcem do bicia dla różnych
przypadkowych politykierów, pseudo celebrytów, totalnej opozycji, neomarksistów z Eurokołchozu wywnioskowałem, że musimy być jednak bardzo ważnym europejskim krajem. Z czego na co dzień nie zdajemy sobie sprawy. Otóż nie tylko nasz katolicyzm, przywiązanie do historii, do własnej tożsamości i tradycji, opowiedzenie się Polaków za państwem narodowym (tak należy zinterpretować wyniki wyborów)  stały się kością niezgody, a wręcz jawnej nienawiści ze strony  różnych eurobiurw. Jak ważnym jest silne państwo i zadowolony z życia i pracy zamieszkujący go naród świadczą skumulowane ataki mediów, polityków, Eurokołchozu i ich podnóżków, czyli różnego rodzaju excelebrytów, artystów, którzy wygadują co im ślina na język przyniesie, wbrew logice faktów i poparciu społecznemu, które legitymuje posunięcia obecnego rządu. Martwi w tym jedno,brak stanowczości, brak spójnej polityki historycznej. Te uginanie karków przez lobby żydowskim, tajne spotkania w USA z członkami .loży B'nai B'rith, czy Chabad Lubavitch, wyjazd polskiej delegacji do Izraela a nie odwrotnie, panoszenie się w mediach i salonach lobbysty izraelskiego Jonny Danielsa, który pozwala sobie na różnego rodzaju "sondażowe bon moty", w stylu:  "Trzeba coś zrobić z Grzegorzem Braunem", potem niby przeprasza, i znowu z innej beczki, proponuje "wyodrębnić Oświęcim i tereny przyległe jako obszar eksterytorialny, pod jurysdykcją izraelską!" I znowu maca, ocenia, jak daleko może sobie pozwolić wędrować  w swoich pomysłach?

Zmierzam do meritum sprawy! To wszystko byłoby niemożliwe, włącznie ze szkalowaniem Polski przez tzw. totalną opozycję na forum międzynarodowym wykorzystującej przy tym swoje stanowiska powierzone im w wolnych wyborach przez Polaków, gdybyśmy posiadali swoje elity. Elity intelektualne, naukowe, historyczne, religijne. W tej materii panuje istna pustynia. Odeszli najwięksi: papież Jan Paweł II, ks. Tischner, Herbert, prof. Gieysztor, prof. Tazbir,  prof.Wieczorkiewicz, prof. Świeżawski, ks. Twardowski, kompozytorzy, Lutosławski, Górecki, filmowcy: Kieślowski, Krauze i wielu, wielu innych.

Dlaczego Polacy jako naród są osamotnieni w obronie własnych praw, do samodecydowania i samostanowienia o sobie? Dlaczego politycy w swojej większości, mając nasz mandat i biorąc nasze pieniądze jako wynagrodzenie za służbę narodowi ważą się kłamać, szkalować dobre imię Polski i Polaków? Dlaczego uczeni, naukowcy, artyści w swojej większości przyłączają się do totalnej opozycji godząc w nasz kraj, w ojczyznę, która zapewniła im pozycję i statut jaki posiadają?

Łatwo jest opatrzyć to sądem, że wszystko,to wina II wojny światowej i gehenny Polaków, której to znowu sytuacji winne jest nasze geopolityczne położenie. Rzeź elit i polskich chłopów na Podolu, to  horrendalny błąd z którego skutków do dzisiejszego dnia nie zdajemy sobie sprawy!
To tak jakby Ojczyzna nasza nie miała swojej założycielskiej matki i ojca, i była byle jakim bękartem politycznym do bicia? Brak polityki historycznej, który przypominałby rangę i znaczenie ogólnoludzkie tych wydarzeń na arenie międzynarodowej odbija się rykoszetem od naszego lenistwa i nieuctwa. Mając do dyspozycji sieć bibliotek, sieci księgarni i antykwariatów, liczne stowarzyszenia i kluby historyczne ciągle jako większość odwołujemy się do tego co mówią...plotą...mataczą w telewizji. Usłużni komentatorzy, analitycy itp. robią nam "wodę z mózgów". Ludzie posługują się później gotowymi kalkami, a nie własnymi słowami.

czwartek, 1 lutego 2018

Długa przerwa to chwila na podsumowanie moich 27 lat w branży księgarsko-wydawniczej i nie tylko

Coraz częściej łapię się na tym, iż tak jak większość moich rodaków mam coraz mniej czasu na myślenie, zastanowienie się nad tym co robię, w jakim kierunku zmierzam. Daliśmy się  omotać tej przemożnej propagandzie sukcesu, pogoni za kasą, lepszym życiem niż to, które jeszcze niedawno wydawało nam się pełne harmonii. Ale żyjemy w czasach zmasowanej totalnej reklamy. Nawet nie spostrzegliśmy jak przekroczono próg bezpieczeństwa i jako ludzie staliśmy się towarem. Handel ludźmi to tylko odprysk tego w jakim kierunku zmierzają reformatorzy spod znaku New World Order.
                                                                      


Globalny rynek poddany został przez tzw. rządy państw w pacht korporacyjnych interesów, banki wyrosły na nietykalne, ale za to ciągle  tykają narzędzia generujące światowe kryzysy, uderzające głównie w klasę średnią i klasę pracującą. Obie jeszcze w latach siedemdziesiątych (dzięki istnieniu bloku państw socjalistycznych) żyły we względnej równowadze. Dopiero lata dziewięćdziesiąte odkryły przed nami karty; przyśpieszony marsz ku globalnej gospodarce opartej na dominacji ponadnarodowych korporacji i banków. Po upadku tzw. "komuny" człowiek, który jeszcze niedawno brzmiał dumnie stał się jedynie przedmiotem poddanym manipulacji,od mediów począwszy, a na polityce i politykach skończywszy. Myślałem wtedy, że mnie to nie dotyczy, że moja profesja, książki, literatura pozostaną fundamentem ludzkiej wiedzy i wrażliwości.

O ja naiwny, a tu w ślad za globalizmem, Nowym Porządkiem przyszła mamona i zalała bielmem oczy większości moich znajomych. Ci co nie przyjęli filozofii naszych braci w wierze, a 90% nie załapała się na "Układ" lokalny, ogólnopolski, partyjny, polityczny latała jak kot z pęcherzem za kaską, na przeżycie do pierwszego. Rozszalała się lichwa, w tym bankowa, usankcjonowana przez Państwowy Aparat Przemocy: urzędy skarbowe, Urzędy Kontroli i Skarbowej, działy egzekucyjne (prawda jaka poetycka nazwa. W tym państwie  zawsze dowcipnisie siedzieli w kadrach) , windykatorów, komorników i liczne prywatne firmy, które nadużywając swojej władzy, doprowadzają ludzi do bankructwa, samobójstw i  wykluczenia. Oczywiście w ślad za tą polityką poszła kampania (pamiętacie jak wyśmiewano w mediach Jarosława, że nie ma konta w banku i oszczędności!) propagandowa jak za Józefa Stalina, że ci, co nie chcą ganiać w kole szczurów, to lenie, nieudacznicy, maminsynki itp.
                                          
Po trzynastu latach w branży księgarskiej ocierając się o "śmierć" głodową (już wspominałem bajońską sumę jaką zarabiałem jako kierownik Warszawskiego Domu Książki w 2005 roku: 890 zł podstawa+ dodatek funkcyjny 200 zł. (Po naszych protestach, bodaj w lipcu 2005 roku dostałem 1000 tys. złotych+ 250 zł dodatku! Za wyniki) powiedziałem sobie dość.1  Ani tu zdechnąć, ani tu żyć. Ale i tak zwolniony zostałem za brak umowy na wywóz śmieci, którą to umowę miał przesłać do spółki miejskiej Dom Książki z Warsaw.

Ta tresura Polaków trwała za pierwszej kadencji PiS-u i potem Platfusów. Mało zarabiamy, bo źle pracujemy: niska wydajność, a tu jeszcze ten Kodeks Pracy (jakiś przeżytek z socjokomuny?) Już Lewica, za którą tak tęsknią przeorani, wymóżdżeni moi rodacy "poluzowała" Kodeks, a potem już poszło: specjalne strefy ekonomiczne (gdzie płacono najniższą krajową i jeszcze tzw. pracodawca dostawał częściowy zwrot ZUS-u i nie płacił podatków), "bo coś trzeba zrobić z tym pospólstwem", jak mawiali Peowicy - niewykształcone toto i jeszcze chce zasiłku jak na Zachodzie! A tu bolszewia w czystym wydaniu: Człowiek, to tylko tak ładnie brzmiał w okresie wyborczym, a potem szlus!
                                                  
                   
 Próbowałem normalnie żyć za te 1500 zł  netto po 2007 roku+ prowizja jaką łaskawie otrzymałem od szefa w ramach zasług i użyteczności dla firmy -10 - 12 godz. pracy+ dyspozycyjność. Człowiek taki jak ja, który nie ma w sobie genetycznej skłonności do obżarstwa ani kompleksów potrafił tak żonglować tą kasą (to było jeszcze przed kredytem), że stać nas było z Grażką na wycieczki: do Pragi, Ostrawy (na festiwal Colours of Music), do Szwajcarii Saksońskiej, na Łużyce, nad morze, w góry. . Ale po 2008 roku została mi "obcięta" zabrana prowizja od sprzedaży. Wróciło znowu te 1,2 tys. zł. Ale jakoś przy mojej inwencji: druk pocztówek z krasnalami, udział w życiu literackim, publikacje książek, stypendium, dotacje marszałkowskie udało mi się dobić do 2010 roku w miarę dobrym zdrowiu, w tym  przede wszystkim psychicznym. Jeśli masz te 1500 zł z tzw. "bokami", to naprawdę przy oszczędnym życiu, skróceniu perspektywy do minimum, daje się żyć. Ale co to za życie - spytać ktoś? Właściwie, każdy z nas zajęty swoją indywidualną walką o byt, ma głęboko gdzieś jakieś wspomnienia gościa, bo przecież mamy wolną wolę i możemy robić właściwie "co chceta".
                                                                                                                                                     

Tak się składa, że dorastałem w czasach, gdzie obowiązywały mimo pseudosocjalizmu, pseudodyktatury jakieś wartości wnoszone do naszego młodego życia przez pokolenie byłych "Kolumbów",. Ci co przeżyli tą hekatombę cenili takie wartości jak koleżeństwo, przyjaźń, wspólnotę, pomoc bliźniego,sąsiedztwo. I czasem były w tym jakieś spięcia, ale ogólnie ludzie w tamtych czasach, mając niezbyt wiele szanowali się prawie do końca lat 80-tych. Byliśmy ludźmi, a nie numerem konta, stanem konta, statusem majątkowym, właścicielami firm itp. Nawet jeszcze na początku lat milenijnych, wyczuwało się ostatnie podrygi empatii, mieliśmy czas na spotkania w kręgu znajomych, przyjaciół, kwitło życie towarzyskie.
Teraz wszyscy moi znajomi albo są w pracy, po pracy na zakupach, potem idą do domu, zmęczeni zamykają się w czterech ścianach z plazmą i wydaje im się, że żyją normalnie? Otóż nie proszę Państwa. Nie żyjemy normalnie, gdyż oddaliśmy swoją przyszłość w ręce "sprzedajnych" polityków. Od lat Polacy wierzą w bajki: wyższe płace, tańsze życie, przyjazne państwo  itp. pierdy.

Nakładany na nas haracz, jest rozłożony w czasie. Władze administracyjne wiedzą,  że kumulacje wypadają dobrze tylko w czasie losowania, tak więc lud pracujący syty, "obkupiony" spolegliwy z nadzieją patrzy w przyszłość. A że nadzieja przysłowiową matką głupich, to i nawet kto nie myślący zbytnio perspektywicznie wie, że "koniunktura nie trwa wiecznie, a kasa, którą dostają od władzy musi drogo kosztować. Pewnie prościej byłoby zmniejszyć VAT, składki: na ZUS, zlikwidować Narodowy Fundusz Zmarłych niż tworzyć  nieszczelną sieć szpitali, podwyższyć najniższą pensję do 65% średniej krajowej, odbiurokratyzować Państwo, odpolitycznić samorządy, zwiększy nakłady na edukację i szkolnictwo wyższe; pozamykać pseudouczelnie i zachęcić młodych emigrantów zarobkowych  do powrotu (choćby zwolnienia od podatków jak dla biznesu zachodniego, zwrot Vatu za zainwestowane materiały itp.) Ale, ale wszystkie te działania naruszałyby monopol państwa,władzy, a populizm nie lubi racjonalizmu ani realizmu w myśleniu. Tak więc zadłużamy się, wg. pana Premiera wolniej, ale zadłużamy się, no i ten nieszczęsny  ZUS nikt nie wie jak go rozwiązać? A sprawa wymaga odwagi i to wojskowej a nie cywilnej.
Rozwiązać ZUS-y i wprowadzić emeryturę obywatelską. Proste i sprawiedliwe. Oczywiście już słyszę ten chórek: nie po to mam firmę i płacę więcej,żeby teraz z motłochem pobierać emeryturkę obywatelską, bo obywateli to jak mam wiecie gdzie...ale i tak każdy tzw. biznesmen odkłada sobie kaskę na "czarną godzinę".

  Ale do tego proszę Państwa nie trzeba Premiera z układami w bankowym lobby, lecz Premiera, który miałby pełne poparcie Polaków wyrażone np w  powszechnym referendum.Dlaczego projekty społeczne przepadają w Sejmie? Bo nie są kompletnie żadnemu lobby potrzebne, bo to lobbyści formułują potrzeby prawne, a tzw. politycy ją wykonują (opłacani "pod stołem", a to jakimś stanowiskiem dla żony, syna itp, a to jakąś synekurą po skończeniu kadencji, a to prezentem itp. a to możliwością dalszej politycznej kariery)                                                                                                                           
                                                                                                                                                  
   Walka ciągle proszę Państwa trwa. walka o dusze, walka o poparcie, o słupki popularności, walka na słowa, ale już z argumentami krucho, walka o młode pokolenie janczarów, którzy nie mając żadnej wiedzy, ani potrzeby aby ją posiadać, będą bronić wbijanych im do głowy kłamstw, jako obowiązującej prawdy. Mówi o tym p. Krzysztof  Karoń, Grzegorz Braun, p.Gadomski, Michalkiewicz, Sumliński i wielu innych. I co, czy nagle tzw. ogół obudził się i przetasował w głowie karty? Nie, bo lepiej jest żyć w nieświadomości, bo to jest gotowe alibi, niż starać się dociec prawdy, chociażby najbardziej bolesnej.
Bo my Polacy uwielbiamy martyrologię, uwielbiamy być ofiarą, systemu, władzy, okoliczności, Unii Europejskiej, układu geopolitycznego: Rosja-Niemcy, ale nie robimy nic, albo prawie nic (no może oprócz Marszu Niepodległości, ale i tak daliśmy d...pozwalając przykleić sobie łatkę faszystów)), żeby to zmienić. Mając ogromne historyczne argumenty i fakty w ręku nie potrafimy ich wykorzystać przegrywając z tzw. medialną propagandą, a nawet hejtem. Nie umiemy wykorzystać siły internetu, aby wypowiedzieć swoje racje, a za to dajemy upust swojemu ego i kompleksom.
                                                                             
Mam jednak nadzieję, że przebudzenie nastąpi, choćby dlatego, iż globalni marksiści nie mając już żadnych hamulców pewni swego nie ukrywają, do czego dążą i co chcą zrobić z tzw. masą ludzką. Likwidacja "białej rasy", klasy średniej, demontaż religii katolickiej, opluwanie wiary, pauperyzacja ludzi pracy, skłócanie ludzi ze sobą, skończy się tak jak "historia kołem się toczy". Władcy zostaną zniszczeni przez samych siebie, przez pychę i arogancję. Mam nadzieję, że zostało w nas tyle człowieczeństwa, ile potrzeba by przebudować system i świadomość.Może czasu jest niewiele, ale są ruchy i działania, których nie widzimy, prowadzące do pozytywnych zmian. Wierzę w rozsądek i to, że nie wszyscy poplecznicy New World Order mówią jednym głosem, wielu z nich wie, że jak zrobią swoje, to prędzej czy później jako niewygodni  pójdą "pod ścienku" zgodnie z zasadą XIX w. marksizmu. Więc z nadzieją piszę to i patrzę na ten nowy rok,te 365 dni nadziei.