Dla każdego z nas murowany zamek kojarzy się z bajkami, dzieciństwem,
magią, duchami czy też niesamowitymi zwariowanymi przygodami. I tak też
zaiste jest w tej dylogii zatytułowanej „Ostatnia arystokratka” i
„Arystokratka w ukropie”, gdzie mamy do czynienia nie tylko z tym całym
zamkowym uduchowionym korowodem, ale współtworzą ten znerwicowany,
choleryczny, neurastyniczny zamkowy tasiemiec nowi-starzy właściciele
tego przybytku i jego długoletni mieszkańcy: arystokratyczna
amerykańsko-czeska rodzina Kostków w składzie żona Vivien, mąż
Franciszek i ich córka Maria III, narratorka, z kotem Carycą i psami,
dogami niemieckimi Olkiem i Leosiem.
A
tego korowodu dopełniają: Józef – dożywotni kasztelan, pani Cicha,
dożywotnia zamkowa kucharka i sprzątaczka, przekwitający ogrodnik p.
Spock, adwokat Benda, sprawca całego nieszczęścia i jego córka Deniska
punkowa anorektyczka, a także wynajęta menedżerka od hrabiowskiej
rodziny Launów zwana Miladą. Ale za nim Boćek wpadł na pomysł swojej
komediowo-slapstickowej dylogii, wcześniej w 2000 roku opublikował
jakbyśmy mogli to ująć, jako pisarski przedskoczek, przybierając na
wszelki wypadek pseudonim Jan Bittner swój „Dziennik kasztelana”. Już
wtedy widać było przebłyski jego pióra, chociaż jak stwierdził sprzedało
się w Czechach tylko 76 egz. Ale niezrażony tym, jako rzeczywisty
kasztelan z dwudziestoparoletnim doświadczeniem zawodowym
siadł i
zaczął pisać „Ostatnią arystokratkę”. Zajęło mu to prawie osiem lat z
okładem, ale od kiedy jego żona zaczęła coraz częściej wpadać w
nieokiełznany śmiech, Evžen pokazał go swojemu wydawcy Martinowi
Rainerowi. Kiedy i jego żona poddała się boćkowej śmiechoterapii Rainer
postanowił wydać „Ostatnią arystokratkę”, w ostrożnym 10 tys. nakładzie.
Później jak mówi Evżen czytelnicza śnieżna kula potoczyła się swoim
niezależnym rytmem. Książkę dodrukowywano, a sława zamku na Kostce i jej
nowych dziedziców rosła wraz z nakładem. To wszystko przekształciło się
w czytelniczy sukces. Boćek oprócz pracy na swoim zamku w Miloticach
odbierał dziennie około stu telefonów, kiedy ukaże się ciąg dalszy
zamkowych perypetii rodziny Kostków.
I oto w 2013 roku książka zdobyła nagrodę Miloslava Švandrlíka przyznawaną najzabawniejszej książce roku, a jej kontynuacja "Arystokratka
w urkopie", nominowano do nagrody Josefa Škvoreckiego i okrzyknięto
"Najlepiej sprzedającą się czeską książką 2015 roku"
Nie będę Państwu odbierał apetytu i uciechy z czytelniczej degustacji
zamkowych historii rodziny Kostków, tym bardziej, że w części drugiej
pt. „Arystokratka w ukropie” wszystkie wątki z pierwszego tomu osiągnął
stan krytyczny, a nazwane dla niepoznaki „zamkiem totalnym” przeobrażą
się we własną parodię i przejdą w czysty surrealizm i ciąg „pięknych
katastrof” jak nazwał te wszystkie ambarasy recenzentka z bloga
literackie-skarby.
Jakie to są katastrofy i do czego doprowadzają
mury spokojnego do tej pory państwowego zamku na Morawach przeczytajcie
Państwo sami. Uważam, że zdradzanie Wam szczegółów działania prozacu i
orzechówki w połączeniu ze śpiewającym ogrodnikiem w siateczce na włosy
kwalifikuje się jako naruszenie zasad tradycyjnej książkoterapii.
Każdy kto mnie zna wie, że mam wrodzone poczucie humoru, ale wiedzcie,
że i ja obśmiałem się jak dziki wąż boa, co to zdoła lub nie zdoła, ale
odstawiłem żubrówkę z trawką i trawkę i śmieję się w dalszym ciągu
niewymuszonym chichotem człowieka zarażonego boćkową frazą.
Płakać ze śmiechu nie płakałam, boków też nie zrywałam, ale dobrze i miło spędziłam czas z tymi książeczkami :)
OdpowiedzUsuń