piątek, 13 lutego 2015

Recenzja: Emir Kusturica. „Gdzie ja jestem w tej historii?"

Bardzo wielu ludzi zastanawia się jak opowiedzieć swoje życie, jak zacząć; od pierwszych chwil czy od jakiegoś przełomowego momentu. Wypowiedzenia pierwszego słowa, zapamiętanego obrazu czy może pójścia do szkoły.
Emir Kusturica, którego książkę właśnie przeczytałem zaczął swoją autobiograficzną opowieść od lotu Gagarina w kosmos, który kongenialnie połączył się z jego pójściem pierwszy raz do szkoły. Szkoły, której nie lubił, nie wiedział jak się ma zmieścić w ławce ze swoimi wyobrażeniami, przemyśleniami czy pomysłami. Już za młodu bowiem prowadząc z dorosłymi mądre rozmowy, słuchając dziadka Hakiji i ojca  Murata czuł się bardziej dorosły od swoich rówieśników. Do momentu, kiedy zrobił swój pierwszy amatorski film pt. „Część prawdy" był w miarę normalnym chłopcem interesującym się modelarstwem, piłką nożną, koszykówką, piłką ręczną, słuchał Beatlesów, Rolling Stonesów, Toma Jonesa. Ale dość wcześnie połknął bakcyl kina i filmu. Tak jak wielu przed nim, tylko on naprawdę się nim zaraził!

W Sarajewie w kinie sali Domu Milicji oglądał „Titanica", „Dyktatora" Chaplina, filmy francuskie i amerykańskie. Tworzył w swojej wyobraźni różne historie, które później posłużyły mu za inspirację do jego filmów. Między innymi historia jego ojca będącego często w rozjazdach służbowych posłużył mu za kanwę filmu „Ojciec w podróży służbowej", który zdobył Złotą Plamę w Cannes w 1985 roku i nominację do Oskara.

Dużo jest w tej książce wspaniałej literatury, rozpoznawalny styl Kusturicy przypomina trochę Hrabala, a trochę Ota Pavla; wciąga nas w swoją nostalgiczną opowieść związaną z socjalistyczną Jugosławią Tity, gdzie w jednej chwili za kawał o nim można było wylądować w obozie na wyspie Goli Otok, a z drugiej służąc rządowi dochrapać się dwu i pół izbowego mieszkania albo talon na samochód marki Zastava. Świat Kusturicy jest całkowicie zbieżny z jego filmową narracją. Zaludniają go Cyganie, dziwne typy, jak dwumetrowy alkoholik Alija Pantoflarz, bezrobotny koszykarz Dvorin Popović grający cały dzień w karty czy filmowiec Šiba Krvavac. Dopiero, kiedy kręci swój pierwszy amatorski film i zaczyna studia na praskiej uczelni filmowej FAM-u jego życie nabiera tempa i innego koloru. Ojciec Murat na skutek politycznych zawirowań nie mogąc otrzymać dla syna stypendium uszczknął spory kęs z rodzinnego spadku odłożonego na czarną godzinę". Kiedy w końcu wyfrunął w z rodzicielskiego domu wraz z nim uleciały w powietrze jego filmowe historie krążąc nad jego głową niczym aureola. Złożone z przenikających się autobiograficznych narracji, historii które pisało życie: „Czas Cyganów", „Czarny kot, biały kot", aż po światowy sukces „Underground" stały się charakterystycznym wyróżnikiem jego filmowego rzemiosła. Ojciec chciał żeby został drugim De Sicą, matka mierzyła skromniej: na Boga i Josipa Broz Titę nie bądź tylko chuliganem.

W Pradze poznał wielu ciekawych ludzi, zawiązał przyjaźnie, poznał innych ludzi, którzy sącząc piwo umieli z humorem i dystansem znieść socjalistyczny sojusz Czechosłowacji ze Związkiem Radzieckim. 

Kiedy zasnął na „Amarcordzie" Felliniego stwierdził budząc się, że część tych scen weszła do jego głowy w czasie snu, a on potrafi wchodzić w różne rzeczy i historie i opowiadać je „od środka" jakby był zupełnie przeźroczysty. Związany pępowiną ze swoją Jugosławią, z historią Bałkanów, był świadkiem jej kawałkowania przez polityków, USA i NATO. Rozbito, skłócono ze sobą misternie związane, również własnymi przeciwieństwami bałkańskie narody. Kiedy wyjeżdżał do USA wykładać na Uniwersytecie Columbii sztukę filmową telewizja na żywo transmitowała rozpad Jugosławii. Od tego czasu jego życie to ciągły film w filmie, gdzie scenariusz pisano gdzieś w zaciszu gabinetów. Ludzka egzystencja poddana została wówczas na Bałkanach najgorszej z prób; nie sprostano jej; ludobójstwo w Srebrenicy, ostrzał Mostaru, oblężenie jego Sarajewa dopisywało dalszy ciąg „Undergroundu", a „Aleja Snajperów" mogła stanowić zupełnie osobny film. Matka Boska Bolesna płakała łzami zmieszanymi z osiemdziesięcioprocentową rakiją. W powietrzu unosił się ciężki zapach palonej taśmy filmowej, na której utrwalano amatorskimi kamerami cierpienia bombardowanej Serbii.

Ale Kusturica kręcił swoją „Arizona Dream", według mnie jeden z jego najbardziej poetyckich i wizyjnych filmów, w którym, by nie ulec szaleństwu tamtych dni opowiedział  tragikomiczną baśń o poszukiwaniu ładu, szczęścia i harmonii.  Jego filmy podbiły świat, stał się w swoim czasie kultowym reżyserem, którego nowe filmy należało obejrzeć tak jak „Wenus z Milo", „Akropol" czy „Monę Lisę". Stał się klasykiem. Jego plebejskość połączona z umiejętnością snucia ciekawych opowieści wyróżniała go z pośród europejskich tuzów sztuki filmowej. Jego kino jest rozpoznawalne, a bohaterowie jakby ciut podobni do tych z filmów Felliniego. Tyle że podzielił ich islam, prawosławie i katolicyzm - Trójca Nieświęta rodem z tych szalonych lat dziewięćdziesiątych, kiedy to bombardowano nocą Belgrad pod pozorem szerzenia demokracji wśród nieeuropejskich Serbów, a kiedy głośno mówił o tym i pisał Peter Handtke wyklęto go i intelektualnie ekskomunikowano. W takiej oto wirówce nonsensu rosło oddziaływanie filmowego świata Kusturicy na nasze pokolenie. Ta książka jest reminescencją jego pracowitego życia i chociaż ma dopiero sześćdziesiąt jeden lat, to jego ścieżka życia ciągle mu te same od lat pytanie:
„Gdzie ja jestem w tej historii"? Ale na to pytanie musicie drodzy Państwo odpowiedzieć sobie sami.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz