Można sięgnąć w głąb ludzkiej pamięci, pierwszych budowniczych syjonistycznego żydowskiego państwa; rolników, mieszkańców kibuców, żołnierzy aby odtworzyć atmosferę i tamten czas pełen wiary w ziszczenie się wymarzonego, wyczekanego powrotu do Ziemi Obiecanej. Tylko jak tu pogodzić żydowską potrzebę chwili, ratowania Żydów rosyjskich, a potem niemieckich z tolerancją, prawami religii, przyjaźnią, pokojowym współżyciem? Jak pogodzić kreatywność pierwszych osadników z arabską nieufnością? Jak wytłumaczyć Palestyńczykom, że Żydzi potrzebują przestrzeni życiowej, że od tego uzależniony jest los całego narodu, jego ocalenie i otrząśnięcie się z filozofii wiecznego getta? Jak światli Żydzi mieli rozmawiać z arabskimi fellahami? Jakiego szukać języka i jakich szukać sposobów aby uznać, że Arabowie, to też naród?
Na te i setki innych pytań i wątpliwości natrafimy w tej arcyważnej książce Shavita, gdzie słuchamy opowieści o tym, jak mimo geniuszu Herzla, Ben Guriona projekt budowy żydowskiego państwa wymknął się spod kontroli. Duma z osiągnięć gospodarczych nie szła w parze z dumą z ciągłego spychania Arabów i Palestyńczyków z żyznych terenów w górzyste nieużytki. "My mieliśmy doliny i rzeki, oni okoliczne wzgórza" pisze Ari Shavit. Z czasem świeccy Żydzi skłócili się ze wszystkimi; z ultraortodoksami, z Żydami orientalnymi, z Afryki, z klasą średnią. Każda z fal nowej emigracji wniosła do nowego państwa swoje własne problemy. Ale nie było czasu aby je kompleksowo rozwiązywać. Ciągle trwał konflikt i wojna z państwami arabskimi i Palestyńczykami. Owszem zbudowano dla Nowych domy, mieszkania, stworzono miejsca pracy, ale nikt wówczas nie brał pod uwagę, że cały ten społeczny tygiel dojrzewa do rewolucji wewnętrznej.
Partia Pracy zwyciężała, wojsko rosło w siłę, powstał ośrodek atomowy z Dimonie. Wygrano wojny w 1938, 1948, 1967, skonsolidowano syjonizm jako obowiązującą filozofię, która potwierdziła pokładane w niej nadzieje. Izrael wydawał się niezwyciężony.
Ale dzielnice wielu miast postawione chaotycznie, stały się siedliskiem przemocy, miejscowa mafia korzystała z czasów wojny, klasa średnia obciążana podatkami na niepracujących ortodoksów, na religijne jesziwy powiedziała w końcu: dość. Upłynęło trochę czasu zanim wyszli na ulice, ale w końcu rządzące partie uświadomiły sobie, że Izrael lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych to dymiący wulkan. Młodzi nie chcieli ginąć na wojnie, prysła społeczna solidarność, prysł mit państwa opiekuńczego, wyparł ją agresywny wolny rynek. I znowu zadawano sobie pytania: Jak pogodzić żydowską innowacyjność, kreatywność z państwem kolonialnym, z żydowskim apartheidem, z wyparciem ze świadomości obecności w życiu Izraela żydowskich Arabów, podbitych Palestyńczyków? Jak scementować to pęknięcie, jak wlać siłę i nadzieję w młodych ludzi, którzy emigrowali do Europy: Paryża, Amsterdamu, Berlina, Londynu. Oni nie chcieli ginąć na froncie, pragnęli korzystać z życia i prosperity gospodarczej.
Po zabójstwie Icchaka Rabina nie było męża stanu, który wytyczyłby taką politykę, która raz na zawsze rozwiązałaby problem Palestyński. Budowa obozów po kolejnych Intifadach dla arabskich nastolatków, pozbawionych życiowych perspektyw dla wielu Żydów była traumatycznym doświadczeniem; psy, wieżyczki strażnicze, druty kolczaste, to aż nazbyt przypominało wypierany z pamięci Holocaust. Co będzie dalej, zadawali sobie pytanie studenccy działacze? Galopujące ceny żywności, mieszkań wyprowadziły na ulice czterysta pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Izraelska Wiosna 2011 roku uświadomiła klasie rządzącej, że dalej tą drogą iść się nie da.
Shaviit doprowadza swoją historię do roku dwa tysiące trzynastego. Zagrożenie ze strony ekstremistów islamskich, Arabskiej Wiosny Ludów, atomowego projektu irańskich ajatollahów, Państwa Islamskiego powoduje, że nawet dwudziestometrowy betonowy mur i Żelazna Kopuła nie dają gwarancji, iż żydowski naród przetrwa niczym niezatapialna wyspa pośród arabskiego żywiołu.
Zakup półtoramiliona hektarów żyznej ziemi w Patagonii czy próby wskrzeszenia ideii Nowej Jerozolimy w Europie Środkowej oznaczają, że partie rządzące Izraelem nie mają żadnej spójnej polityki ani pomysłu jak rozwiązać ten żydowsko-arabsko-palestyński węzeł gordyjski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz