poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dlaczego kulturalne elity zdradziły tzw. społeczne "doły"?

Elity w Polsce po 1945 roku poddały się ideologii, dały się uwieść ślicznym hasłom równości społecznej!, demokracji socjalistycznej Ale to tylko bardzo powierzchowna diagnoza. Inteligencja, ta która ostała się po zagładzie ze strony stalinowskiego NKWD i nazistowskiego aparatu zagłady, to już nie była ta sama wyższa przewodnia sfera polskiego narodu. Wyszło to całkiem na jaw, po casusie hrabiego Dzieduszyckiego i paru innych np. Wielowieyskiego. Nowa władza musiała legitymować swoją obecność w społeczeństwie podpierając się na "łżeelitach", termin ten znakomicie pasuje do tego, co działo się w naszym kraju po 1945 roku.




Kultura nadawała się do tego znakomicie. Po wojennej gehennie twórcy, którzy ocaleli z rosyjskiego i niemieckiego pogromu marzyli tylko o tym, by spokojnie móc nawet pod "Lubelskimi" rządami żyć i tworzyć. Nieliczny ferment wśród środowisk twórczych pacyfikowano rozdając liczne stypendia, stanowiska, nadając  tytuły naukowe i akademickie (przytoczę tu przykład Miłosza, który wyjechał w 1951 jako attaché kulturalny na placówkę do Paryża i już nie wrócił). Nawet ten  rok 1968 będący schyłkiem "Gomułkowszczyzny" po latach okazał się blefem Kuronia i  Michnika, którzy postanowili reformować "ruski" socjalizm w polskim wydaniu. Starcie "Natolińskich Chamów" z "Żydami z Puławskiej" odbywało się w cieniu gabinetów, ale tzw.kulturalne socjalistyczne elity bardzo dużo wiedziały; ścieżki informacyjne między Władzą, a Artystycznym Politbiurem (artystami którzy należeli do PZPR i kół POP) dawno już zostały przetarte, jeszcze od rządów Sokorskiego, który poprzez Cyrankiewicza potrafił w latach 60-tych poluzowywać wodzy kontroli (w tym również cenzury) nad artystyczno-elitarną "Warszawką". Ale było to tylko do czasu, kiedy "chłopcy" Moczara zrobili akcję z "Dziadami" Dejmka i Żydami wysyłanymi przez robotniczy aktyw na Madagaskar.
Ale można było spać jeszcze spokojnie, Polacy gremialnie uczestniczyli w tym uwiedzeniu "Stawką większą niż życie", Czterema pancernymi i psem" Media znakomicie uśpiły na prawie dziesięciolecie przeciętnego "
Kowalskiego". To był odprysk ten naszej polskiej "małej stabilizacji:




                                                     Śpij spokojnie, Kloss i Janek czuwają

Ukonstytuowanie się swoistego entene cordiale między "Czerwonymi" Aparatczykami a PRL-owskimi Intelektualistami skutkowała dopuszczeniem, w czasie, kiedy można było zaryzykować i uzyskać większe ustępstwa, tym bardziej, że aparat "bezpieki" już wyczuł jaką kasę można będzie niedługo robić, do Okrągłostołowego Uwłaszczenia Partyjnej Nomenklatury, która bardzo sprawnie od lat poruszała się między salonami, tymi, gdzie rezydowali Artyści. Takim miejscem, gdzie dochodziło do swoistego braterstwa była warszawski SPATIF, gdzie dzieci czerwonych bonzów obracały się wśród aktorskiej i filmowej elity. Nawet awangarda artystyczna po roku siedemdziesiątym, a ściślej po Gdańsku 1970: Szajna, Wajda, Kantor, Hass, Dejmek, Swinarski, Axer, Afanasjew, Gall, Grotowski (należał do PZPR do momentu jej rozwiązania?), Hanuszkiewicz i wielu innych dało się na początku "uwieść", a później żyć w obopólnej symbiozie z PRL-em. PRL dawał im możliwości, a Oni je wykorzystywali, rzadko emigrując, gdyż mając przestrzeń do osobistej wypowiedzi, jeżeli tylko nie dotykali się polityki i nie podważali sojuszu z ZSRR mogli spokojnie pracować.    

Część z nich jawnie kolaborowało z Władzą, za stały paszport, co było wówczas nadzwyczajnym komfortem. Pamiętam jak mama próbowała mnie wysłać do Londynu, w 1969 roku, do koleżanki babci Gabryni z Instytutu Piłsudskiego: miałem załatwiony college, opiekę, ale "socjalistyczni urzędnicy" doszukali się, że babcia i mama były w AK i stwierdzili, że już nie wrócę, a pewnie i matka będzie się starała o połączenie z synem. Ale nie przeszkadzało to Kapuścińskiemu, który za "stały paszport" obiecywał pisać raporty dla służb. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo nie oto mi chodziło. Jeżeli ktoś z Państwa chciałby poszerzyć swoją wiedzę na ten temat, to warto przeczytać książki Joanny Siedleckiej: :Obława. Losy pisarzy represjonowanych: oraz "Kryptonim "Liryka". Bezpieka wobec literatów".  Oczywistym jest, że szykanowano też pisarzy, inwigilowano zbierano na nich dossier, śledzono, między innymi: Wańkowicza, Szaniawskiego, Zawieyskiego, Jasienicę, Dygata, Tyrmanda czy Agnieszkę Osiecką, za znajomość z Giedroyciem i wielu innych mniej znanych.  Wśród tych najgorliwszych donosicieli, piszących raporty, analizy do służ Siedlecka i IPN wymieniają: Kazimierza Koźniewskiego (TW 33), Wacława Sadkowskiego (TW „Olcha”), a także Henryka Gaworskiego (TW „Grześ”), a z młodszych Leszka Żulińskiego, Władysława Huzika, Lecha Isakiewicza, Tadeusza Żółcińskiego. Byli wśród nich niestety także pisarze, i to znani, jak Andrzej Kuśniewicz (TW „Andrzej”), Aleksander Minkowski (TW „Redaktor”, „Zaleski”, „Aleksander”), Eugeniusz Kabatc (TW „Krab”), J.M. Gisges (TW „Maria”) i – co jest najbardziej przykrą niespodzianką – Włodzimierz Odojewski, choć jego współpraca była krótka i pełna uników, trwała do jego wyjazdu na Zachód w 1971 roku, co było zapewne decyzją polityczną i życiową, podyktowaną również chęcią uwolnienia się od wpływów Służby Bezpieczeństwa.
                                        
     



                                              

               Sojusz władzy ze sztuką i wojskiem gwarantował dozgonne rządy

Zobaczyłem namiastkę tej "symbiozy", tych naczyń połączonych: "My Wam Towarzysze Sztukę i Artyzm, Wy Nam stypendia, etaty, festiwale, nagrody, w tym państwowe, na Zjeździe Twórców Kultury, w którym jako dwudziestodwuletni młody człowiek uczestniczyłem i był to zbieg okoliczności, gdyż było to lato lipiec albo sierpień i pani Magda Hałas nikogo we Wrocławiu o znaczniejszym nazwisku i dorobku nie znalazła. I tak oto pojechałem do Zielonej Góry, a stamtąd peregrynowaliśmy do różnych miejsc; fabryki dywanów, nowej Biblioteki Publicznej, zabytkowego pałacu i ośrodka sportowego w Drzonkowie (tu trenował  mistrz olimpijski i mistrz świata w pięcioboju nowoczesnym  Janusz Pyciak-Peciak).

Przez cały czas pojono nas różnymi drinkami, Maria Czubaszek i Janusz Zaorski byli ciągle wstawieni, ja też, pamiętam, że stały nawet na parapecie w zabytkowym muzeum w Zielonej Górze. Ciągle obserwowali nas panowie "po cywilnemu". Kiedy poszliśmy do kościoła uklęknąć i pomodlić się, tu też nas fotografowano. Na zakończenie tych trzech dni, na koniec w Drzonkowie ugościła nas socjalistyczna władza jak przysłało z fantazją. Jedzenie podano na powietrzu, w paśnikach czyli jak to skwitowałGLK - w korytach  (przyp. mój). W koszach wnoszono pieczone kurczaki. Kiedy zabrakło alkoholu, pułkownik Wojewódzkiej Komendy skrzyknął nas młodych i jeździliśmy po zielonogórskich melinach. To był ten cały polski nierealny socjalizm, a w jego środku tuzy polskiej kultury: Krzysztof Zanussi, Olga Lipińska, Maria Czubaszek, Janusz Zaorski, Jerzy Lisowski, Wojciech Żukrowski, słynna piosenkarka Zdzisława Sośnicka, którą ówczesny I Sekretarz KC ds. Kultury Jerzy Łukaszewicz prosił o występ. Z Wrocławia był Janusz Styczeń, ja i parę młodych artystów z ZPAP-u. Niestety szukałem jakiś zdjęć, nie zachowały się, może t sami "artyści" wstydząc się tego Zjazdu zniszczyli część źródeł?

My młodzi, staliśmy  na balkonie i z góry śledziliśmy, to co się dzieje na dole, przy stołach. Władza upupiała po "radomskich ścieżkach zdrowia" tzw. artystyczną elitę.

Dopiero po 1980 przyjdzie pobudka, ale jak się później okazało wszystko było wcześniej wyreżyserowane. Wszak "komuniści" zawsze mówili, tak jak i faszyści, że film i teatr, to dwie najważniejsze "agitki" dla ludu.

Oczywiście, że mój tekst nie wyczerpuje tematu, jest bardziej przyczynkiem do dyskusji niż artykułem problemowym. Niewielu było uczciwych oustsiderów: śp.już ,Michał Sprusiński, Grochowiak, Iredyński, Anderman,  Partum, Mikołajska, Irena Szymańska, Barbara Sadowska, Jacek Bieriezin, Milczewski-Bruno, Jan Józef Lipski itp.
                                                                       
                                                                      Sokorski
                                                            

                                                        
                                                        Strażnicy pieniędzy

Reszta tzw. elity doskonale pojęła istotę transformacji. Wiadomym jest, że Państwo zawsze będzie dzierżyło w ręku "klucze" od kasy, dotacji, stypendiów, nagród. To spowodowało, iż sztama między uwłaszczoną nomenklaturą, a artystami "III RP", jest trwała i nienaruszona (patrzyłem na ich zapłakane twarze, na ich miny, kiedy Duda wygrał) To wyglądało jakby ktoś im umarł, bezpowrotnie utracili ołtarz i telewizyjno-medialną kruchtę, gdzie mogą prostaczkom pokazać ból swojej egzystencji Te twórcze zmagania, awangardowe wybryki i artystyczne lapsusy. I na dodatek wielu z nich udaje, że, z taką niechęcią sięga po te synekury, no ale one im się należą, bo Oni cierpią za miliony, oświecają maluczkich, uczą ich żyć i przystosowywać się do nowej roli niewolnika w korporacyjnych łapach. No ale Oni się uczyli, mają liczne talenta, ba dorobek, tyle nominacji, dyplomów, plebs więc niech patrzy, wie i uczy się, gdzie jego miejsce!

Teraz też różne firmy i Władza dają nam w paśnikach grille, poczęstunki (jak we Wrocku dla ciężko pracujących urzędników!!! Ach widziałem ich twarze zmęczone trawieniem?) To przywiązuje ich do rządzących ekip, będą na nich głosować, bo zawsze jakiś kąsek się trafi i spadnie z pańskiego stołu! Nie do pogardzenia w takim drogim kraju! Stąd ten płacz celebrytów, zasłużonych "aktrisow" i menedżerów, że może się bezpowrotnie skończyć Ich Czas, bo Oni ciągle  na czele przewodzą kaście współczesnych nierobów, darmozjadów i leni. Im nie przeszkadzają umowy śmieciowe, rozwarstwienie społeczne,. bieda, wykluczenie, bo przecież mamy wolną wolę i to pewnie nasza wina, że zarabiamy najniższe krajowe, że nie pracujemy za 6 tys. złotych tworząc nową podgrupę, którą Bieńkowska nazywała frajerską!

Ale mam nadzieję, że ten początek, będzie miał swój pozytywny ciąg dalszy! Że ludzie uwierzywszy w swoją wspólną siłę pójdą za ciosem!



Te same hasła w innej oprawie


Dlaczego ciągle jak dzieci dajemy się nabierać na te populistyczne nic nie znaczące puste hasła?

Czyżby ciągle żyło w nas pokłosie "Czterech pancernych i psa" i "Stawki większej niż zycie"?






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz