sobota, 13 grudnia 2014

Dlaczego Polacy nie potrafią działać wspólnie?



Od lat toczy się w moim kraju niewypowiedziana wojna między uzurpatorską władzą, która robi wszystko aby osłabić ekonomicznie, zdrowotnie i kulturowo moich rodaków! Tych, którzy o tym mówią nazywa się ekstremistami, prawicowcami, narodowcami, jakby temat ten miał coś wspólnego z tępo pojętym nacjonalizmem, ale przecież mówimy o fundamentach cywilizacji. Edukacja, Kultura, Zdrowie, Wypoczynek -  to cztery filary rozwoju duchowego i fizycznego współczesnego człowieka. Ale nie u nas, bo u nas, chociaż sam czuję się jak obcy we własnym kraju, wszystko musi być inaczej - nie tak jak jest na świecie, ale zgoła tak, jakby ktoś wyłożył wszystko podszewką na zewnątrz. Nicość i bylejakość; od urzędów wszelkiej maści, po tzw. służbę zdrowia, edukację, o kulturze nie wspominając, bo dla ludzików są jarmarki, kiermasze, a dla tych wybrańców - teatry, opera, filharmonia Właśnie zamierzaliśmy z Grażką iść na koncert Pharoaha Sandersa, okazuje się, że najtańszy bilet kosztuje 150 zł netto! Niby nie dużo, ale jak się zarabia najniższą krajową, to świadomie liczy się każdą złotówkę. Kiedyś bym się nawet nie oglądał na tzw. rzeczywistość mego portfela, ale teraz niestety mamy inne czasy. Drożyzna jest okrutna, ceny europejskie, a pensje z wczesnych lat  tzw. transformacji. W związku z tym, tak ustawiono organizację III RP, iż jest ona droga w utrzymaniu, skutecznie upartyjniono wszelkiego rodzaju spółki i spółeczki czy to państwowe czy samorządowe, gdzie dobrze zarabia tzw. management, a reszta według uznania. Prywatny biznes skrępowany różnorakim haraczem robi to samo: "wyciska" swoich pracowników według tego samego wzoru! Jedni z drugimi tworzą nieformalną strukturę gospodarczą sprowadzającą  pod pozorem liberalizmu stosunki gospodarcze i pracownicze do poziomu współczesnego niewolnictwa. Jakaś niemiecka gazeta naliczyła ich w Polsce tylko 89 tys! Ja wiem, że jest ich jakieś 1,5 mln! Oczywiście dominują "śmieciówki", zlecenia i dzieła, bo nikt nie chce - nawet ci którzy brali w udział w ich uchwalaniu płacić tzw. ZUS-u. Byłem jakieś parę dni temu w firmie sprzątającej dowiedzieć się, jak wygląda dodatkowa praca: sprzątanie klatek schodowych. Wyszedłem z założenia , iż żadna praca nie hańbi. Obskurna pakamera, żadnych warunków socjalnych, bo po co bydłu jakieś warunki pracy: jak ci się nie podoba załóż sobie własną firmę słyszę jak mantrę odpowiedź na tą sytuację! Ale miało być o tym dlaczego Polacy nie potrafią działać wspólnie.                                                                                                                          

                                                                         Pod palacze                                     

Jest to ze dobą jak najbardziej powiązane, gdyż bogactwo narodu tworzy się wspólnie, chociaż pozornie działa się indywidualnie. Ale gdy padł tzw. nierealny śmieciowy socjalizm, globaliści i banksterzy mieli już przygotowany plan dla byłych demoludów wiedząc, że w POlsce tylko ryba nie bierze. Głodni styropianowcy na przerwie na papierosa w Magdalence, słyszeli nie raz od "Olka": "Patrzcie na te auta, co nie chcecie zarabiać, wiecznie będziecie grać głodnych studentów!" I w końcu trafiło, no bo w większości te wiejskie chłopaki z cywilizacyjnego awansu, ze wsi i małych miasteczek mieli w pamięci tą zgrzebność i małomiasteczkową szarą biedę! Hasło było celne, a konfitury przygotował Bank Światowy, Fundacja Sorosa i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. A grunt ideologiczny Fundacja Fulbrighta. Warto o tym poczytać, bo ten polska transformacja nosi ślady planów zgoła bardziej dalekosiężnych; jednym z nich jest zniewolenie, podzielenie na mniejsze nacje narodów Słowiańskich (via Czechy i Słowacja, Jugosławia), gdyż Zachód doskonale wie, ma ona  niepokojący dla nich syndrom głębokiej wiary i duchowości, a także dekalog wartości, którego głównymi  elementami były Religia i Rodzina, jako spoiwa scalające fundament pod te dwa niewygodne filary.
                                                                                   
                                                                           
Wyrżnięcie przez okupantów Niemieckiego i Radzieckiego polskich elit, inteligencji, naukowców, nauczycieli, urzędników skutkowało zaimplementowaniem w to miejsce spauperyzowanej miejskiej, robotniczej i wiejskiej biedoty, Dało to podwaliny pod tzw. ludowy, ludyczny model polskiego indywidualizmu, oparty na przeroście własnych ambicji nie mających pokrycia w wiedzy i talentach; stąd się wzięło to słynne powiedzenie: "mierny ale wierny". Drugim było tzw. "wybraństwo" namaszczone przez władzę: Ty jesteś dla Nas, My jesteśmy dla Ciebie". Trzecim była pogarda dla wszystkich, którzy są poniżej tego systemu; próbują być niezależni (czytaj: niebezpieczni, bo nie swoi) lub apolityczni (Kto nie jest z nami, ten jest przeciw nam), mają syndrom wspólnotowości wymalowany na twarzy.
System tzw, ludowładzy w Polsce oparty na przemocy i fałszu musiał bazować na społecznych podziałach (takie same podziały mamy teraz w tzw. kapitalizmie, bardziej prostszy, bo na: biednych i bogatych); napuszczano na siebie inteligencję biurową na robotników i vice versa, chłopów na chłoporobotników, "miastowych na wieśniaków". U nas bardzo łatwo to przyszło, bo niedobitki tzw. szlachty, właścicieli ziemskich, mieszczan musiały się chcąc przetrwać w tym sowieckim systemie naganiania jednych na drugich przetrwać; mieszano stany przez małżeńskie mariaże. Pamiętam na weselu koleżanki 
spod Wrocławia w latach siedemdziesiątych  telewizor nakryty kapą i leżankę obitą folią - żeby się nie zniszczyły; rodzina z tzw.mariażu wiejsko- miejskiego. Gdzie ciągle jeszcze wierzono w zabobony; np. kiedy przeskoczyłem przez nogi jej młodszego brata, to kazano mi przeskoczyć raz jeszcze, bo inaczej dzieciak nie będzie rósł! Mojej matce zrobiono awanturę z tego powodu, że nie znamy ludowych obyczajów przywiezionych na furmankach do miasta. Z takim zaczynem można było zrobić wszystko; szczególnie działając na chorą i wrażliwą sferę Ego! Jak to ty taki zdolny, wybrany do takich zadań, masz być gorszy od tych makulaturowej inteligencji (tak mówiono w latach 70-tych na tych co posiadali w domu księgozbiory czy prenumerowali czasopisma. Moda na nie zaczęła się dopiero gdzieś  od połowy tych lat, po słynnym Gierkowym: "Towarzysze Pomożecie", gdzie Polska "mała stabilizacja" rozszerzyła się na wytwory kultury: obrazy, reprodukcje (słynne "Słoneczniki" Van Gogha), książki, płyty analogowe, a także telewizory! Pamiętam jak powoli sąsiedzi zaczęli się od siebie izolować; ten który kupił Syrenkę, potem "Malucha" i miał do tego kolorowy rusi telewizor, czuł się lepszy od tego, co miał tylko drewnianą boazerię i akwarium (też objęte pewną modą), a z kwiatów kaktusy.

Myślę, że te PRL-owskie dorobkiewiczostwo już wstępnie podzieliło ludzi. Później doszli do tego, ci co wyjeżdżali na tzw. "saksy", do DDR, Czechosłowacji, Bułgarii, a nawet na budowę rurociągu "Przyjaźń" do ZSRR, gdzie zarabiali w tzw "rublach transferowych".  Tzw. polską transformację musieli przygotowywać doskonali socjologowie społeczni, obserwatorzy, znawcy "polskich dusz". Kiedy miałem już swoją firmę i pieniądze, to zauważyłem wprost proporcjonalne do prowadzonego biznesu namnożenie tzw. kolegów, pseudo przyjaciół, znajomych. Wyczuli nosem żer; ma koleś kaskę, niech się podzieli! Nikt nie zastanawiał się ile to pracy, sił i energii mnie kosztowało! Właśnie ta ludyczno-miejska świadomość, iż im się coś ode mnie należy była dominującą filozofią pierwszych lat budowy nowego gospodarczego ustroju! I ta wszechobecna uniżoność, wręcz "dupolizostwo", ten brak klasy, charakteru, który wcześniej brałem za pozostałość PRL-u  był na pierwszym miejscu. Nawet moja szacowna rodzina, kiedy przez moment  potrzebowałem pomocy, mówiła: "Wiesz, my też mamy ciężko". Za życia Gabrieli Kosmowskiej byłoby to nie do pomyślenia. To w niej wtopiony były niezłomne zasady, których, co było jej osobistą klęską, 
nie potrafiła przekazać swoim dzieciom i wnukom.                                                                                                                                      

                                                   

                   To niechlujne życie, ten nasza bylejakość, życie z dnia na dzień, szare, wystraszone walką o codzienność, jest przyczyną tego, nie tylko nie wiemy jak wspólnie działać lecz nie chcemy! Podziały są tak głębokie (np. nienawidzimy ciężko pracujących górników, za jakieś socjalne przywileje!, a czy ktoś pomyślał, ile żyje taki emeryt, z pylicą, z chorobami zawodowymi itp?), iż nie wierzę w zapewnienia tzw. opozycji, iż już wkrótce dojdzie w POlsce do rewolty jak na Bałkanach czy Ukrainie! Właśnie wczoraj byłem u syna w Magnolii i widziałem ten przedświąteczny amok zakupowy; te targaną plazmę, sprzęt ADG (do podobno ma podrożeć), ten obłąkane tabuny ludzi, bardzo młodych, znudzonych życiem, siedzących na ławkach i wpatrzonych ślepo w smartfony, te gromady aut na przepełnionych parkingach, przeważnie nowe! To wiem, że Ci ludzie nie zrozumieją ani jednej konkluzji z tego o czym pisze! Jestem im bardzo daleko do takich sformułowań, gdyż ich mikra własna wiedza o życiu sprowadza się do kwestii zarabiania kasy, szarpania okazji. Ich czas jeszcze nie nadszedł, Oni żyją obok, za ścianą, jak w słynnej noweli filmowej Zanussiego. Ich empatia jest w uśpieniu, ich charaktery w fazie wykluwania się z formy jednokomórkowej, z braku filozoficznego podglebia zostaną w nich na etapie embrionalnym. Może tak lepiej, nie wychylając się z kangurzego rodzinnego worka spoglądać na świat tylko jednym okiem?
                                                                               

Piszę to w dniu w którym wspólnota naszych wolnościowych działań 13 grudnia 1981 roku poddana została generalnej próbie. Widziałem sąsiadów wyrzucających symbole Solidarności, ulotki, palących gazety, kiedy my z moją mamą Anną przepisywaliśmy  na maszynie "Z dnia na dzień" od pierwszego numeru, a w niedokończonej adaptacji sklejaliśmy szybkoschnącym żrącym klejem z żoną Małgorzatą znaczki z, w tym z Wałęsą dla "Solidarności Walczącej". Małgorzata zatruta oparami poroniła naszą córkę w szóstym miesiącu ciąży. Może będzie zła na mnie, że ujawniam ten fakt, ale nigdy wcześniej nie afiszowałem się swoją opozycyjnością, nie robiłem z siebie martyrologa, kombatanta, ani żadnej ofiary! Uznaliśmy z moją rodziną, że to był nasz obowiązek! Stąd patrzę teraz na tych weteranów, te ofiary systemu, te ich wypasione gęby (vide Borusewicz) i myślę, ze nie robili tego bezinteresownie, z takim poczuciem oddolnego obowiązku jak miliony bezimiennych Polaków!
                                                           

                                                                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz