Brak wizji rozwoju kraju, walka o stołki, partykularne interesy partyjne ponad dobro ogółu, no i to wszechobecne parcie na władzę, to ego wylewające się z kolejnej przewodniej siły politycznej narodu, no bo "ciemnogrodem" trzeba rządzić, a jak rządzić to i dzielić.
W miarę, jak z rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim wyłania się pełniejszy obraz tego, co działo się poza naszą świadomością, okazuje się, że tak naprawdę nikomu nie było potrzebne społeczeństwo obywatelskie. Fasadowość, operowanie pustymi słowami typu: demokracja, dobro społeczne, sprawiedliwość społeczna, leżą u podstaw III RP. Od początku obowiązywała zasada: nie ruszamy konsensusu wypracowanego przy "Okrągłym Stole", patrzymy co powie na to Moskwa. nie wychylamy się, bo "wicie rozumicie" jak się lud ruszy, to dopiero będzie po nas i naszych planach. A lud mamiony hasłami "Solidarności", o potrzebnej reformie Balcerowicza, która okazała się gangsterską wyprzedażą dóbr narodowych i likwidacją, jak popadnie, bez oceny, czy jest to kluczowa z punktu widzenia interesu naszego państwa gałąź przemysł czy nasza polska specjalizacja, słuchał i stał potakując głową, bo może faktycznie, tak trzeba? Już wówczas nikt starał się myśleć w tych kategoriach, a lud zachłyśnięty, że można handlować otwierał łóżka polowe, "szczęki", budki i stragany. A tu wielka polityka, wielcy namaszczeni przez siebie samych pseudo politycy, klasa sprzedajnych gówniarzy, myślących jak wiejskie chłopaki z Wiejskiej w kategoriach swojego interesu i swoich bliskich. Ale oczywiście szermowano hasłami, w czym zawsze celowa „Wyborcza", że jesteśmy w awangardzie transformacji i zmian politycznych. Później się dopiero okazało, że wyprzedzili nas Węgrzy, Czesi, a tzw. wolne wybory odfajkowaliśmy jako ostatni demolud.
Jarosław Kaczyński nie mówi o tym w tak dosadny sposób, jak ja to komentuję. Stara się jako polityk mówić wyważonym językiem, nie szermuje zjadliwą krytyką, a mógłby. Nie insynuuje, że on ostrzegał, a Oni - politycy go nie słuchali, nie uchyla się od współodpowiedzialności, za pewne decyzje, m.in. związane z delegowaniem Wałęsy na prezydenta. Nie mówi, że mieliśmy ułatwione zadanie, bo wyprosiliśmy Rosjan z Polski, ale daje do zrozumienia, iż można było iść bardziej ostrym kursem pod prąd. Widać było gołym okiem, iż zmurszały układ zwany polskim nierealnym socjalizmem (nigdy nie była to żadna komuna), spróchniał na tyle, że można było odpowiednio oczyścić przy pomocy politycznego skalpela resorty siłowe ze służb i już wtedy odsunąć przefarbowanych towarzyszy z życia politycznego, a później gospodarczego. Oczywiście nikt nie mówi, że byłoby to proste, że nie czaiło się w tym rozwiązaniu niebezpieczeństwo. Tylko, że u nas nie było ludzi pokroju Janajewa, za którymi by poszło np. wojsko. Nie wierzę w to, że osłabione i już wtedy skłócone służby, co do taktyki miałyby odwagę i możliwości wywołać w Polsce podobny pucz. Mieliśmy wówczas jeszcze „sieć" dużych zakładów, mieliśmy prawie 6 mln ludzi w „Solidarności". Po prostu tzw. opozycja polityczna w Polsce uwłaszczona na państwowym majątku wraz z byłą władzą pochodzącą z radzieckiego namaszczenia zdradziła naród, zdradziła siebie, w to co wierzyła, przynajmniej na papierze. Stąd mamy taką a nie inną scenę polityczną, w niewielkim stopniu spolaryzowaną, mającą przed sobą nie wizję dostatniego społeczeństwa bogatego i silnego państwa, ale własne partyjne interesy, całkowicie oderwane od postulatów społeczeństwa, które społeczne, oddolne projekty leżą odrzucone przez ten pseudo Sejm, w tzw. sejmowej zamrażarce".
I dlatego tak blado i zgoła lodowato wyglądają w Polsce kampanie przedwyborcze. Zakleja się nam usta plakatami, zarzuca ulotkami, zapominając o tym, że kontakt z obywatelem jest rękojmią demokracji, a prawdziwa demokracja i wolność obywatelska świadectwem bogactwa materialnego i duchowego danego narodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz