Kilka dni temu szukałem jakiejś ilustracji do lekcji historii o stanie rycerskim - ilustracja przedstawiała damę dworu żegnającą swojego rycerza. Nie byłoby w nim dziwnego wszak internet posiada w swoich zasobach różne zbiory, ale zamiast takiego obrazka pokazało mi się około 50 różnych zdjęć; od ogródków, po zastawione stoły, wnętrza parków, domów itp.
Gdzieś wyczytałem, że Polacy są najbardziej wierzącymi odbiorcami Internetu. Ponad 86% proc. Polaków wierzy informacjom z internetu. I aż 60 proc. nie ufa temu, co mówi prasa, radio i telewizja. Na pierwszy rzut oka nie ma w tym żadnej logiki, ale gdy przyjrzymy się sprawie z bliska widać, że statystyczny użytkownik netu myśli o nim jako o medium całkowicie wolnym i niezależnym. A to co się w nim pojawia wstawiają podobni do niego anonimowi internauci? Skąd taka wiara nie wiem? Przecież wystarczy popatrzeć na przejęcia jakie kilka lat temu zostały zanotowane przez biznesowe strony. Interia.pl sprzedana Bauer Media Polska, Onet.pl sprzedano koncernowi Ringier Axel Springer, Wp.pl sprzedano grupie o2 i funduszowi private equity Innova Capital.
I te proste lemingi nie potrafią wyciągnąć z tego żadnych wniosków? Żaden prywatny, a tym bardziej zagraniczny właściciel nie będzie w takim portalu realizował polityki propolskiej. Stąd mamy tam totalny bałagan informacyjny, totalny "badziew" - takie" kudu dla ludu", ale 86% tzw. Polaków (piszę tzw. bo zawsze chwalono nas za umiejętność dobrego analizowania faktów w sytuacjach historycznie podbramkowych, co prawda zawsze po czasie, ale jednak refleksja późno ale przychodziła) wierzy, że to o czym czyta to czysta obiektywna prawd?
Internet na początku stworzony jako system wewnętrznego porozumiewania się generalnego sztabu z poszczególnymi rodzajami wojsk na wypadek III wojny światowej. Potem rozbudowywano system sieci rozproszonej, aż doszliśmy do stanu dzisiejszego czyli takiego, w którym niezależna sieć porozumiewania się internautów na całym świecie poddana jest kontroli, cenzurze i państwowemu nadzorowi (Chiny). Z medium niezależnego stała się dodatkowym narzędziem dezinformacji i kontroli nad poczynaniami jednostki ludzkiej.
Ale w czasach specjalizacji wiedzy rodzi się jej odprysk czyli "wiedza cząstkowa". Ludzie coś wiedzą, pardon wydaje im się, że coś wiedzą, ale tak naprawdę ich wiedza jest fragmentaryczna i z gruntu oparta często na fałszywych przesłankach.
Tylko naprawdę wyjątkowemu lemingowi może się wydawać, że artykuły wpuszczane w sieć są dopracowane, prawdziwe w każdym swoim szczególe itp. Kiedy koncern Wolker Klouwer przejął praktycznie wszystkie czasopisma naukowe i ich wydawnictwa, od tego czasu mamy do czynienia z jawną globalną cenzurą treści naukowych. Dopuszcza się do publikacji tylko te, które są na "rękę" różnym koncernom, instytutom badawczym itp. Nie ma to nic wspólnego z tzw. "prawdą naukową". Na dużą skalę fałszuje się wyniki badań, ale wprowadza zorganizowaną dezinformację na ich temat. To samo tyczy się internetu, nie wiemy na ile tekst o proweniencji naukowej, który właśnie czytamy niesie za są faktyczną wiedzę czy tylko pseudonaukowy bełkot?
Artykułu, wiadomości wpuszczane do sieci są wcześniej "obrabiane" przez tzw. specjalistów wynajętych lub zatrudnionych przez firmy internetowe. Zrobią i napiszą wszystko pod dyktando co im każą. Nie myślą o etyce czy prawdzie naukowej mając przed oczami tylko o wyłącznie siebie i dobro swojej rodziny. Dzięki takiej krótkiej optyce coraz więcej ludzi, celują w tym politycy, dziennikarze, ekonomiści i tzw. analitycy są w stanie powiedzieć i potwierdzić każde kłamstwo i podłość. Nikt już od dawna z nikim się nie liczy. Te wszystkie przysięgi składane na konstytucję, Biblię, Kodeksy prawne nie mają w sobie krzty wiary, w to co dana osoba wypowiada. Dobro ogółu zeszło do lamusa historii, każdy stara się w tych globalnych czasach utrzymać za wszelką cenę wysoki poziom życia. On i jego rodzina jest najważniejszy...
Nie odbiegłem daleko od tematu, bo właśnie większość zatrudnionych w mediach internetowych pisze teksty "na zamówienie" nie licząc się z konsekwencjami swoich działań. A może wprowadzenie kogoś w błąd będzie skutkowało dla niego utratą płynności finansowej, zdrowiem, sensem życia itp.To samo ma się do tzw. internetowych encyklopedii wiedzy, poradników, analiz, artykułów itp.
Konkluzja: ten pobudzany celowo chaos wkrada się do naszego życia, infekuje nasz własny umysł, świadomość, poglądy, wartości (jeśli je posiadamy). Szukamy godzinami w necie jakiejś prawdy, odpowiedzi na pytania? Otrzymujemy często homogenizowany bełkot, półprawdy wybrane z kontekstu lub
wycinki jakiś historii, których często nie jesteśmy w stanie sprawdzić czy nie wiodą nas na manowce.
Także proszę Was, jeśli macie jakiekolwiek powody, żeby nie ufać internetowi, to bądźcie sceptyczni, aż sami nie znajdziecie pierwotnego źródła prawdy, aż nie dojdziecie do sedna sprawy, nie zgłębicie jej sensu.
Inaczej to co wylewa się z niego, a także z różnych smartfonowych czy tebletowych aplikacji zaleje wasze życie szarą przylepną nieścieralną mazią dezinformacji, kłamstwa i półprawdy. I nigdy już nie będziecie w stanie dociec, co leży u podstaw wielu sensów waszej własnej egzystencji. Zapędzeni w kozi róg któregoś dnia zrezygnujecie w imię własnej wygody i lenistwa i dacie się prowadzić po omacku przez ten świat, aż po sam kres nonsensu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz