wtorek, 12 stycznia 2016

Dlaczego artyści sprzedali się banksterom za przysłowiowe "złotówki"

Kiedyś aktorzy byli na przysłowiowym piedestale wśród zawodów związanych z kulturą I sztuką przez duże "K" i duże "Sz". Później przyszły czasy "szmalu", gdzie wielu z nich "sprzedało" się w pacht firmom reklamowym, kompletnie nie wdając się w ocenę tego co reklamują. Były tam takie tuzy jak Colgate, Knorr, Winiary, firmy telefoniczne no i banki oraz finansowa lichwa. Te wszystkie spoty w których Piotr Fronczewski, Marek Konrat, Zbigniew Zamachowski, Jacek Braciak, Szymon Majewski, Jerzy i Maciej Stuhrowie reklamujący złodziejski niemiecki bank Raiffeisen, Adamczyk,  a także tzw. celebryci. np. Doda, Hubert Urbański, Piotr Pęgowski, Michał Koterski, Toni Hyyryläinen z programu „Europa da się lubić”, Ewa Skibińska, Kinga Rusin, czy siostry Przybysz z zespołu Sistars.
 
                                                 
                    

 W reklamach banksterów pojawiły się również  takie aktorskie tuzy jak Krystyna Janda, Danuta Stenka, Katarzyna Figura, Tomasz Kot, Janusz Gajos, Stanisław Tym. W reklamach  filmowych SKOK przewinęli się aktorzy z popularnego serialu „rodzina Karwowskich”, czyli Anna Seniuk i Andrzej Kopiczyński.
                  
 Departamenty reklamy i public relations zagranicznych banksterów uwielbiają "łowić" frajerów na tzw. celebryckie lub znane medialne twarze a także niekwestionowane przez nich  autorytety. Skąd bierze się przekonanie, że twarz (a nie dokonania) Kondrata, którego wspólnik przekręcił na sieć sklepów winiarskich jest lepszy od ciężko pracującego Kowalskiego? Stąd, że ten pierwszy jest obecny marketingowo w prasie,  na ekranie: w kinie lub telewizji, a ten drugi "Szarak" jest Jedynie symbolicznym przedstawicielem wielomilionowego narodu próbującego wznieść się nad poziom zwykłego przyziemnej egzystencji biorąc wszystko na kredyt;  od mieszkania, aż po rodzinne wczasy. Jaką płaci za to cenę (czytaj: rekietierski bankowy  haracz) aktor występujący w tzw. reklamie już się nie zastanawia! Kasa jaką dostaje na umowę - zamyka ma nie tylko usta, szare komórki ale i wszelką ludzką empatię. Bowiem jak generał- zbrodniarz wysyłający tysiące niewinnych ludzi na rzeź, tak on nie zdaje sobie sprawy, ile osób dzięki jego dziarskiej minie, zachęcającej fizjonomii, mimice ust i słowom jakie wypowiada daje się nadziać na haczyk - stając się "złowioną" przez banksterską mafię kolejną ofiarą tzw. oferty kredytowej.

 
Rozumiem, że taki Konrat czy Zamachowski, młodszy Stuhr, Urbański, junior Koterski  mają duże potrzeby wynikające z ich sytuacji życiowej, ale Janda, Fronczewski, Skibińska, Rusin, siostry Przybysz, Piotr  Adamczyk grający o pożyczkę w Eurobanku (chyba, że czegoś nie wiem) nie powinni narzekać na brak środków płatniczych i tzw. płynność finansową.                                                   
                                                              


W tzw. starych czasach, kiedy aktorzy teatralni i filmowi czuli pokorę wobec swoich widzów i słuchaczy takie gremialne angażowanie się w reklamę telewizyjną było co najmniej  faux pas. Aktorzy przynajmniej  ci z pierwszego rzędu byli związani specyficznym entente cordiale ze swoimi widzami, miłośnikami ich sztuki.
aktorskiej. Nikt z takich tuzów jak Zapasiewicz, Łomnicki, Hanin, Świderski, Pawlik, Gajos, nie zagrali by w filmikach reklamujących kolonialną ofertę bankową skierowaną do półniewolniczego polskiego społeczeństwa!





 Ale już ich młodzi koledzy, następcy takich skrupułów nie mają. Droga oferta pożyczkowa drenująca kieszenie Polaków, szczególnie tych młodych na dorobku jest bankową gangsterką uprawianą przez ponad narodowe bankowe korporacje, a także powiązane z nimi firmy doradczo-finansowe. Ten finansowy neokolonializm krępuje Polaków oraz dość znacznie ogranicza ich przedsiębiorczość. Stąd potrzeba jej legitymizacji przez gadające aktorsko-celebryckie głowy. Jakoś nie zauważyłem, żeby ktoś z tych aktorów przeprosił Polaków za swoją destrukcyjną i kłamliwą pracę dla międzynarodowych banksterów. Świadczy to o tym, iż mają oni w "głębokim" poważaniu swoich widzów i miłośników aktorskiej sztuki przez duże "S".
Łowienie "leszczy" w sieci lichwiarskich banków i organizacji finansowych wpisało się na tyle w pejzaż spotów reklamowych, iż nikogo to praktycznie nie dziwi i nie wzrusza. Większość traktuje to jaką normalną komercyjną działalność około aktorską, a niebranie w nich udziału jako środowiskowe frajerstwo. No bo jak jest kasa, to szkoda nią pogardzić, i to taka na którą jeden z drugim musiałby pracować dwa-trzy lata!

Już dawno chciałem o tym napisać, ale dopiero teraz, kiedy większość mojej rodziny i  znajomych znalazła się w "łapach" banksterów straszących nas windykacją, wpisaniem do KRD, bo spóźniłeś się dzień lud dwa ze spłatą lub wysłałeś 20 zł za mało przelało sprawę na karty internetowego blogu.
                                                           

Przemycony do polskiej rzeczywistości kult pieniądza, cwaniactwa i  tzw. "zaradności" pozbawiony etycznej obudowy zmusił tysiące ludzi do wyparcie się swojej własnej filozofii życiowej, po to tylko, aby dostosować się obowiązujących stadnych reguł, co skutkuje tym, że jedni szczują pokrzywdzonych przez system bankowego wyzysku drugim czyli  firmom windykacyjnym i wystawiają ich do skrojenia  jak rzeźne bydło bez żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia! Taką rzeczywistość utrwalają w nas media, które generalnie naśmiewając się z bogu ducha winnych kredytobiorców uważając ich za współsprawców własnego nieszczęścia, a te publiczne wyśmiewanie się kwalifikuje jako wynik niewiedzy i głupotę kredytobiorców nie wczuwając się w sytuację, że jest to dla większości jedyna forma oprócz emigracji zarobkowej na zakup mieszkania czy dóbr temu towarzyszących. Wzywam prawdziwych aktorów do bojkotu filmowych spotów zamawianych przez finansowych banksterów, którzy szarogęszą się w naszym kraju traktując go jak afrykański bantustan!
Zamiast wspierać życiowe aspiracje Polaków łamią ich charaktery, czyniąc z nich niewolników uzależnionych od skomplikowanych regulaminowych procedur kredytowych pełnych "umownych"  pułapek i zasadzek.



źródło: ShutterStock
W latach 2010 i 2012 łącznie windykatorzy kupili m.in. od banków, firm telekomunikacyjnych i ubezpieczeniowych portfele wierzytelności o nominalnej wartości przekraczającej 14,6 mld zł – wynika z danych zebranych przez Gazetę Giełdy „Parkiet” wśród 13 firm. Jak zmienia się nastawienie do sprzedaży złych długów pokazuje fakt, że w zeszłym roku kwota ta była ponad dwukrotnie wyższa niż w 2010 roku.

Poczytajcie sobie uzupełniając wiedzę:
Ujawniamy kulisy bankowych skandali z lat 80 - http://vod.gazetapolska.pl/12198-ujawniamy-kulisy-bankowych-skandali-z-lat-80



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz