Jak już pisałem w tytule bloga "Książki są moim całym światem". Ktoś może potraktować to jako czystą metaforę, a to jest po prostu sedno mego życiowego credo. Bez literatury nie ma rozwoju osobistego, wychowanie przez sztukę, wyobraźnię to jedna z podstawowych cech edukacji Steinerowskiej czy Waldorskiej. Tak się złożyło, że moja babcia była wyznawczynią tej filozofii. Od młodych lat, miałem sześć albo siedem lat - chodziłem z nią, co parę dni w Krakowie, osiedle na Skarpie -do biblioteki. Były tam tysiące książek. I to tak ilustrowane - Szancer, Strumiłło, Siemaszko, Wilkoń, Srokowski, Majchrzakowie, Kilian, Tomaszewski, Stanny, Piotrowski, Witkowska, Witwicki, Butenko, Rychlicki - to tylko niektórzy z moich mistrzów. Słowo i obraz połączone ze sobą, dialogujące i dopowiadające mojej dziecięcej wyobraźni losy bohaterów moich przeczytanych książek. Później z wielkim wyrzeczeniem (skromna pensja księgowej+niewielkie alimenty mojego ojczyma) moja mama Anna Teodozja, gromadziła zaczątki naszego domowego księgozbioru. Pamiętam "Klechdy sezamowe", "If i Finetta", "Krasnoludki i sierotka Marysia", "Baśnie" Andersena i Braci Grimm, bajki Perraulta, La Fontaine'a, a potem cała seria książek przygodowych: Verne'a, Coppera, May;a, Maissnera, Wernica, Fieldera, Bahdaja, Nienackiego i wielu innych. W moich czasach królowała klasyka, a potem literatura iberoamerykańska: Carpentier, Borges, Cortazar, Marquez, Llosa, Fuentes, Lima, Neruda, Arguedas, Casares, Sabato, Donoso, Paz, Asturias, Otero, Silva itp. Moja własna twórczość (od 1972 roku) zamyka się do tej pory 12 opublikowanymi książkami, 4 w maszynopisie, powieścią "Pani Czerwenkowa", którą właśnie kończę i międzynarodowym projektem - "Opowieści wieży Eiffela".
W literaturze interesuje mnie opowiadanie historii, snucie legend, na poły prawdziwych, na poły fantastycznych. Ważne jest, żeby przefiltrować je przez własne doświadczenie. Mierzi mnie pisanie " o niczym" szczególnie w poezji, gdzie roi się od grafomanów i "lanserów" windowanych przez tzw. środowiska i gremia. Przypieczętowuje to kompletny upadek krytyki literackiej.
Chcę pisać Wam, o emocjach jakie niesie za sobą przeczytanie dobrej, wartościowej książki. O tym, że wchodząc w interakcję w literaturą zyskujemy dodatkowe zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć. A w dobrym pisarzu, przewodnika i mistrza duchowego. Moim jest od czasów "66 modelu do składania" Cortazar i Marquez, Carpentier, Borges. Ta "czwórka" otworzyła przede mną światy, które wcześniej uważałem za dostępne tylko dla ludzi piszących. Jako wnikliwy czytelnik dostałem dopuszczony do bezpośredniej bliskości ich literackich terytoriów. Potem tworzyłem własne, uważnie obserwując to co się wokół mnie dzieje. I pisałem, ucząc się pracować nad słowem, frazą, obrazem, przenośnią, cały czas uważając,.iż czytelnik zawsze zweryfikuje, to co napiszę lub wydam. I to jest myśl główna, która mi przyświeca. Szacunek dla tej drugiej strony, która oczekuje ode mnie, żebym choć w krótkim momencie wszedł do jego świata, pokazał mu drogę, do innego, tak by mój odbiorca, cały czas czuł, iż opowiadam mu jego własne życie, takie jakie przeżył lub chce przeżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz