Zalogowałem się na stronie Co ci się nie podoba w kulturze. Nie podoba mi się wiele rzeczy, a kulturę uważam za wyznacznik osobistej wolności. Nigdy nikomu się nie sprzedałem i ci co mnie znają, wiedzą, że jestem twórcą i tak już zostanie do końca moich dni - niezależnym. Co to znaczy? Dla mnie przestrzeń osobistego doświadczenia jest najważniejszą oprócz wzajemnej interakcji sferą wiedzy o świecie i ludziach. Bo jeśli już się pojawiłem tu i teraz, to nie pod to, by zakładać, że człowiek człowiekowi wilkiem. Albo jestem otwarty na ludzi, a ci co mnie znają wiedzą, że tak - nikomu nie odmówię uwagi lub pomocy, albo nie. Większość twórców zamyka się "w sobie", na innych. Żyje w wyabstrahowanej przestrzeni, w granicach, które sam sobie ustanawia - samoograniczając się. Prawdziwy twórca to ten, który mówi otwarcie o sobie, swoim doświadczeniu, uruchamiając tym samym cały ciąg wzajemnych ludzkich relacji.
Tworząc wspólnotę myśli, idei, tworzymy współczulny nam wszystkim przeżyty zbiorowy światopogląd.
Wspólnota została obśmiana w tym kraju, gdzie preferuje się zindywidualizowanych indywiduów, którzy w sposób patologiczny odmieniając Ja przez wszystkie przypadki i czasy, nie mając nic do powiedzenia, tworzą współczesną klasę próżniaczą zwaną celebrytami. Nagłaśniana przez media, ma zastąpić nasze zbiorowe doświadczenie bełkotem i ślinotokiem pseudo twórców, którzy mówią nam: pisać może każdy, o każdej porze, wszędzie, bo pisanie, to czynność wrodzona i automatyczna jak parcie na pęcherz. Ginie artyzm i perspektywa z jakieś twórca powinien patrzeć na świat swoich odbiorców. Nie liczy się głębia, narracja, to co mamy do przekazania - liczy się produkt, zamawiany pod publiczkę, dla publiczki. No to jedynym miernikiem artyzmu została statystyka sprzedaży. Meyer zapoczątkowała "Zmierzchem" upadek tzw. pisarstwa artystycznego. Nie dziwi więc wściekłość Stephena Kinga wylana na łamach "The New York Times", która jeszcze bardziej rozsławiła Meyer. Potem pękła już tama z meyeropodobnymi popłuczynami. W ślad za upadkiem krytyki literackiej "upadło" czytelnictwo. Bo zaganiany, zapracowany człowiek nie ma miejsca, w którym może zaczerpnąć informacji - co warto przeczytać. Stąd chcąc uniknąć dyskomfortu woli nie czytać. Oczywiście jest to jeden z powodów. Drugi tkwi w upadku wartości, autorytetów i cywilizacji jako takiej. Powrócił do nas strach, zwątpienie, rezygnacja. Wszyscy jak nakręceni wokół mnie mówią, że niczego nie możemy zmienić, że nic od nas nie zależy itp. bzdety. Ale jak mówię, jedźmy razem, ze wszystkich stron na Warszawę - zablokujmy stolicę od południa, północy, wschodu i zachodu, to każdy udaje, że nie wie, o czym mówię i odchodzi do ogródka, bo dzisiaj też trzeba zrobić grilla. Szukając podpałki bierze do ręki startą książkę, zrywa okładkę i ma problem z głowy. Ba, może nawet większość problemów...bo życie ma być teraz takie piękne, po liftingu - całkowicie bezproblemowe.
Miało nie być polityki, a ja polityczne zwierze zawsze jak na złość sobie znajdę jakiś nowy trop...
W następnym artykule będą uważał od początku aż do końca...
https://www.facebook.com/groups/635423423148274/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz