wtorek, 3 września 2013

O domowych księgozbiorach cz. II

Później nachodziły nas tzw. "Trójki" - przedstawiciel ADM, dzielnicowy i ktoś z Rady Osiedla. Sprawdzali czy doniesienia sąsiadów, o tym, iż zbieramy książki i prasę są prawdziwe. Panowie przychodzili jak do siebie do domu, z butami. Instruowali moją matkę, że zbieranie książek czyli makulatury, a tym bardziej prasy jest szkodliwe. Bo obciąża strop, grozi pożarem, a w razie zalania grzybem. Najlepiej więc sprzedać je do antykwariatu a pozostałe na makulaturę. A zbieranie prasy kolorowej uznano za burżuazyjne fanaberie. Przecież są biblioteki, po co to wydawać pieniądze. Lepiej kupcie sobie jakiś sprzęt do domu. I tak było do końca "gomułkowszczyzny". Dopiero za Gierka przestano nas nachodzić w tej sprawie, jednak zawsze poruszano sprawę nieszczęsnych przepisów przeciwpożarowych.






Gdy zacząłem chodzić do IV LO, przy Świstackiego, to nasz księgozbiór rozpoczął nowe "otwarte życie". Przychodzili na nasz strych moi koledzy i koleżanki i buszowali po nim. Co prawda część tytułów nie wróciła, część odzyskiwałem latami. Na przykład Sylwię Plath "wyczaiłem" będąc gościem na ślubie koleżanki z byłej "Czwórki". Inne książki nabywałem od kolegów z Koła Młodych Pisarzy. Pamiętam jak mieszkający visa a vis mnie Kazio Woźnica sprzedał mi "zajumaną" z biblioteki "Od Giotta do Cezanne;a". Dopiero po dokładnych oględzinach zobaczyłem ślady po wyrwanej karcie bibliotecznej. Będąc na pogrzebie ojca koleżanki Basi B. w 1979 roku, poza Wrocławiem (nie pamiętam nazwy wioski) nagle lunął deszcz, istne "urwanie chmury". Wbiegliśmy przemoczeni do biblioteki. I tam zobaczyłem na ladzie "Absalomie, Absalomie" Faulknera, które bibliotekarka przeznaczyła na zniszczenie. Książka miała jeden jedyny feler -  pustą kartę wypożyczeń. Miałem przy sobie Jose Donoso "Plugawego ptaka nocy", która według mnie była wyraźnie przereklamowana. W tym deszczu, mokry, rozpocząłem akcję wymiany...
Po jakimś kwadransie sympatyczna bibliotekarka dała się przekonać, że tytuł " Plugawy ptak nocy" jest bardziej atrakcyjny niż "Absalomie..." i po chwili trzymałem już w ręku Faulknera,  wówczas nagminnie przeze mnie czytanego i kompletowanego. Książkę Donoso ustawiła z triumfem w oczach w dziale "kryminału". 
Nie wiem, ale wydaje mi się, że wtedy pierwszy raz postanowiłem, iż zostanę bibliotekarzem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz