poniedziałek, 2 września 2013

O domowych księgozbiorach

W latach 60-tych w czasach tzw. realnej  "gomułkowszczyzny" Czerwoni wpadli na pomysł, a mieli ich niezliczoną ilość: guma arabska, "Polo Cocta", proszek E, Ixi, Ludwik, żeby robotnicy mogli się pochwalić księgozbiorami niekoniecznie odwiedzając księgarnie. W związku z tym drukarnie zaczęły przygotowywać same oprawy, obciągnięte płótnem, litery tłoczone. Wszystko było cacy..pamiętam do dzisiaj jak nasz sąsiad - stolarz - zaprosił moją mamę i mnie w sobotę do siebie do domu, bramę dalej. Oczywiście dla nich kawa, ciastka, dla mnie kompot. Miałem jakieś 10 lat, ich dzieci 7 i 9. Siedliśmy jak przed telewizorem, którego chyba jeszcze wtedy nie mieli. Patrzyliśmy na półkę przykrytą serwetą. Pan domu podszedł do regału zaczął swoje czary mary machając rękami i nagle ściągnął tkaninę i naszym oczom ukazały się rzędy okładek stojących twardo na swoim miejscu. Odczytałem: "Wojna i pokój" Tołstoj, "Zbrodnia i kara" Dostojewski, "Germinal" Zola, "Ojcowie i dzieci" Turgieniewa, "Buddenbrokowie" Manna.
- Kiedy to wszystko kupiliście?, spytała lekko zbulwersowana moja rodzicielka.
- A zgadnij, odparł napuszony sąsiad robiąc tajemniczą minę..
- Mogę zobaczyć, co to za wydanie, spytała
- Jasne, odparł krótko sąsiad.
Matka podeszła do półki i chwyciła pierwszą z brzegu oprawę i wypuściła ją z rąk zaskoczona. Ta upadła na podłogę, W środku okazał się być pusta. 
Jak się potem okazało, a niewiele osób o tym pamięta, w tzw. ofensywie "gomułkowszczyzny" robiono puste tłoczone okładki. Można było postawić je sobie na półce aby imitowały księgozbiór.
Myślę, że ta sama polityka obowiązuje dzisiaj. Stawia się ogromne gmachy - teatrów, oper, centrów kultury, w których jest rozmach, blichtr gigantyzmu, ale nie ma ludzi i nie ma kultury. Takiej, którą się tworzy w oparciu o własny ukształtowany gust, od półki czy regału w pokoju, po karnet imprez kulturalnych rozpisanych na cały miesiąc.
Pustka i nadmuchana wielkość charakteryzuje słabo zorganizowane kraje, gdzie pozrywane więzi społeczne duszą oddolną inicjatywę. Oczywiście są wyjątki od reguły. Powstają różnego rodzaju fundacje. Ale najczęściej oprócz wspierania swoich znajomych i kolegów i "skubnięcia" jakieś kasy na przetrwanie do następnego roku budżetowego nie fundują nic więcej, albo prawie nic.
Teraz tworzenie księgozbioru nie jest trendy, teraz kupuje się to co jest w modzie i na topie; wielkie plazmowe ekrany, smartfony, czytniki, kino domowe. Otoczeni tym zbytkiem, nie odczuwamy potrzeby komunikowania się z innymi ludźmi. Bo i po co. Jeszcze będą nam zazdrościć tego i owego...

                                                    
Ale mimo wszystko w starych książkach jest schowana odrobina człowieczeństwa, może nie tego zaradnego, który ma "Złotą Visę", ale tego, który potrafi jeszcze na schodach odpowiedzieć "Dzień Dobry" czy "Do widzenia". Zacznijmy od najprostszych spraw; brania udziału w spotkaniach autorskich, Dyskusyjnych Klubów Książki czy chodzeniu na wystawy i wernisaże. A powoli i systematycznie wybudujemy gmach kultury  sobie sami - wokół siebie i swoich znajomych.


                                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz